wtorek, 29 marca 2016

WAŻNE!

Zacznę do najważniejszego! To nie koniec mojej przygody z pisaniem :)
Założyłam nowego bloga http://my-secret-life-raura.blogspot.com/ .
Będzie on opowiadał moją własną historię Zmierzchu z Raurą (bo jakże by inaczej :D)
Mam nadzieję że zostaniecie ze mną i będziecie obecni na drugim blogu.
Wiem że ostatnie rozdziały nie były dobre i bardzo się różniły. Było to spowodowane moim samopoczuciem, a nie było ono za dobre.
To co czułam w danym dniu, przelewałam na bohaterów. Starałam się pisać jak najbardziej optymistycznie, ale w moim stanie ciężko było znaleźć choć trochę optymizmu.
Więc teraz pragnę wam obiecać że nowy blog będzie o wiele lepszy.
A teraz chce wam podziękować, chociaż jest was bardzo mało. za to że poświęcaliście czas na czytanie tego opowiadania.
Nie umiem pisać o moich uczuciach wię zakończe tym kolejnym podziękowaniem.
Cieszę się że byliście i mam nadzieję że widzimy się na następnym blogu.
Dziękuje wam! Cześć!

Epilog

WAŻNE! Nad tym postem pojawi się kolejny, bardzo ważny post. Przeczytajcie proszę. Dziękuje :)

To już koniec naszej historii. Minął rok od oświadczyn na plaży. Teraz siedzimy wspólnie na werandzie, silne ramiona blondyna obejmują mnie w tali, ja za to wtulam się w niego przytulając głowę do jego piersi i słuchając bicia jego serca.
Niecały rok temu wyprowadziliśmy się do Grecji, oboje podziwialiśmy ten kraj. Pobraliśmy się tutaj, a potem zaszłam w ciąże. Niedługo na świat ma przyjść nasz pierwszy synek. Tobby Lynch. Rodzice nie odzywają się do nas, powiedzieli że nie akceptują tego. Za to rodzeństwo wpada do nas czasami, między koncertami. Widzę że Ross cierpi z powodu że nie może z nimi grać, jednak też widzę że jest szczęśliwy będąc tutaj gdzie jesteśmy.
Nie musimy się już ukrywać.
-Kocham cię-Usłyszałam melodyjny głos chłopaka. - I naszego małego Tobby'ego.- Pocałował mnie a potem pogłaskał mój brzuch. -Znowu kopie.-Oznajmił uśmiechając się szeroko.
-Ja was też kocham-Uniosłam kąciki ust ku górze.
Tak kończy się nasza historia.
Teraz jesteśmy w pełni szczęśliwi, bo jesteśmy razem.


wtorek, 15 marca 2016

LBA #2

Cześć! Przychodzę do was już z drugim LBA. Tym razem nominowała mnie Vanessa Mess (http://ilovehimraura.blogspot.com/) także dziękuje za nominację i zapraszam wszystkich na bloga Vanessy!
1. Nazwa "R5"  wymawiasz po polsku czy po angielsku?
Po angielsku ;)
2. Jaki jest twój ulubiony rozdział na twoim blogu?
Chyba rozdział 9 i ostatni.
3. W której jesteś klasie?
Jestem w pierwszej gimnazjum.
4. Wiesz już co chcesz robić w życiu?
Na pewno coś związanego z muzyką :)
5. Czy uważasz, że Ross się zmienił?
Ciężko mi to przyznać, ale tak. Uważam że się zmienił.
6. Byłaś na koncercie?
Jeśli chodzi o koncert R5, to nie byłam. Zaczęli grać bardziej popową muzykę, a ja wolałam gdy grali bardziej rock ;D Ale to nie znaczy że ich nie słucham.
7. Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości?
Los Angeles :D Boston.
8.Psy czy koty?
Psy! I jeszcze raz Psy.
9, Riker, Rocky czy Ross? Kogo wolisz?
Kiedyś powiedziałabym że na pewno Riker, ale teraz lubię wszystkich tak samo.
10. Czy gdybyś spotkała ich na mieście, odważyłabyś się podejść i poprosisz o zdjęcie, wiedząc, że właśnie im przerywasz w jedzeniu np.?
Gdybym miała taką okazję to na pewno. Oczywiście przeprosiłabym ich że im przerywam haha ;D
11. Masz swój ulubiony kolor lakieru do paznokci?
Pytanie nie do mnie xd Nie lubię malować paznokci.

Ja nominuję:
Vanessa Mess
Emi Delly R5er
Karcia Lynch
Carmellovxd

Moje pytania:
1. Myślicie o kolejnym blogu?
2. Na jaki koncert najchętniej byś poszła?
3. Lubisz podróżować?
4. Skąd pomysł na bloga?
5. Gdybyś mogła zrobić jedną jakąkolwiek rzecz, co by to było?
6. Czym jest dla ciebie życie?
7. W co wierzysz?
8. Jak zaczęłaś pisać?
9. Skąd czerpiesz inspiracje?
10. Najlepszy film?
11. Co myślisz o moim blogu, jeśli go czytasz?



sobota, 12 marca 2016

Rozdział 11

„Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.”
*Laura*
Była już godzina 16:02, a o 18:00 zaczyna się bal. Wzięłam gorącą kąpiel w wannie, a potem umyłam jeszcze włosy i je wysuszyłam. Postanowiłam poprosić Rydel o pomoc w zrobieniu włosów. Zawsze miała duży talent do takich rzeczy.
-Cieszę się że idziesz z Rossem, przepraszam ale nie lubiłam tego całego Justina.- Mówiła w trakcie kręcenia moich włosów.
- Błagam cię, miał spodnie bardziej rurkowate ode mnie-Zaśmiałyśmy się. To prawda. Nosił nietypowe spodnie.
Po niedługim czasie mogłam zobaczyć efekt końcowy blondynki. Śliczne loki.
-Dziękuje że mi pomogłaś-Przytuliłam ją. Uśmiechnęła się i podeszłą do mojej szafy.-Czego szukasz?-Zapytałam.
-Jak to czego? Sukienki. Musisz ślicznie wyglądać przy moim bracie.-Zaśmiała się.
-W zasadzie to już mam wybraną.- Wyjęłam zza szafy wcześniej wymienioną rzecz. Jej mina mówiła już sama za siebie. Sama wybrałam tą suknie, jeszcze parę dni przed balem. Do tego kupiłam też buty.
-Ta suknia jest...-Zabrała ode mnie rzecz i przyłożyła do mnie. -Będziesz wyglądać w niej ślicznie, Ross padnie jak ciebie zobaczy.-Uśmiechnęła się szeroko. Podała mi ją i wepchnęła do łazienki. Założyłam suknie i obcasy, popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wyszłam.
Reakcja Rydel byłą podoba na widok sukni. Podała mi jeszcze naszyjnik który dostałam od blondyna na urodziny, a później sama poszła się ubrać.
Stanęłam na przeciw lustra. Spojrzałam się w moje odbicie, uśmiechnęłam się na widok który uzyskałam. Bardzo się cieszę że idę z Rossem. Co prawda jesteśmy rodzeństwem (tylko w połowie), ale to nie znaczy że nie możemy iść razem. Ostatni raz spojrzałam się w odpicie, aż ktoś wszedł do mojego pokoju, myślałam że to Rydel, ale okazał się być to Ross. Spojrzał się na moje odpicie w lustrze. Stał chwilę w drzwiach, aż otrząsnął się i podszedł do mnie. Objął mnie od tyłu.
-Pięknie wyglądasz-Uśmiechnął się.
-Ty też niczego sobie-Odwzajemniłam uśmiech. Jego ramiona czule ujęły mnie w uścisku. Nie dbałam o to czy sukienka się pognie, albo czy piękna fryzura się rozwali. Chciałam tylko poczuć to niesamowite uczucie, gdy mnie obejmuje.
-Musimy już iść- Ujął moją dłoń, i założył na nią bukiecik.
-Śliczny, dziękuje-Uśmiechnęłam się. Złapałam go pod ramię i zeszliśmy na dół.
*Narrator*
Wszyscy weszli na parkiet. Z głośników zaczęła grać piosenka "Give Me Love".
Idealna nuta do tańca. Ross i Laura przytulili się do siebie, tak że nie było między nimi nawet centymetra przestrzeni. Kołysali się do rytmu muzyki. Tańczyli z taką pasją i miłością, że można by ją zauważyć nawet na końcu świata. Nie przejmowali się że ludzie właśnie o nich mówili. Byli niczym Romeo i Julia. Też skazani na porażkę. Bali się tego że ta historia będzie wyglądać tak samo, jak słynna opowieść. Że nie pozostaje im nic innego jak śmierć. Umrzeć z miłości. Czyżby ich jedyne wyjście?
*Ross*
-Nie chce tak żyć- Spojrzałem w oczy brunetki.
-Jak?-Zapytała.
-Nie chce żyć smutnym z braku miłości.- Odpowiedziałem, spojrzała się na mnie ze smutkiem, żalem, rozpaczą.
-Nam nie brakuje miłości. Brakuje jej zrozumienia. Jeśli wiesz co mam na myśli.
-Tak, wiem. -Odpowiedziałem.- Wyjedźmy stąd. Nic tutaj nie mamy, oprócz braku zrozumienia naszej miłości.-Oddaliliśmy się od siebie, żeby móc patrzeć sobie w oczy.
-Poczekajmy do skończenia szkoły, a potem wyjedźmy. Może na Hawaje? Co ty na to?- Uśmiechnęła się szeroko.
-Tam weźmiemy ślub i będziemy mieć gromadkę dzieci?- Zaśmialiśmy się, chociaż poniekąd było to nasze marzenie.
-Dobrze, Panie Lynch-Uśmiechnęła się słodko.
Muzyka przestałą grać, a my wyszliśmy z budynku. Noc była bardzo przyjemna, na niebie było mnóstwo gwiazd, a księżyc był w pełni. Postanowiliśmy iść nad morze, które było niedaleko.
-Obiecuje ci że nigdy nie zapomnisz tej nocy-Powiedziałem, po czym czule pocałowałem brunetkę. Uklęknąłem przed nią, a z bocznej kieszeni wyjąłem czerwone pudełko. -Laura Marie Marano wyjdziesz za mnie?
-Ja...Tak-Odpowiedziała nadal tym wszystkim zdziwiona. Włożyłem jej na palec pierścionek zaręczynowy, po czym wpadliśmy sobie w ramiona.
*Laura*
Nie mogę uwierzyć co się właśnie stało. Ross mi się oświadczył. To najpiękniejsza rzecz jaka przytrafiła mi się w życiu.
-Bóg nas za to pokara- Powiedziałam przez pocałunki. Ross nic nie powiedział tylko rozpiął mi sukienkę.
-Idziemy się wykąpać!-Krzyknął i zdjął z siebie garnitur, zostając w samych bokserkach.
-Ale...-Nie zdążyłam nic powiedzieć, blondyn wziął mnie na ręce i pobiegł w stronę morza. Woda była lodowata, ale nie przejęliśmy się tym.
Staliśmy na przeciwko księżyca, który chował się już za linię morza. Wtuliłam się mocniej w blondyna.
-Kocham cię.- Szepnął mi do ucha i czule pocałował.
-----------------------------------------------------------------------------------------
No cześć :D
Chyba nie spodziewaliście się tego co? ^-^
Brzmi jak już ostatnie rozdziały, ale to dopiero początek.
Komentujesz=Motywujesz!
Chce zobaczyć ile was tutaj jest !
Pa.
Rozixx


sobota, 5 marca 2016

Rozdział 10

Przeczytaj notatkę pod rozdziałem! Parę miesięcy później...
*Laura*
Ten sobotni poranek nie był taki jak zawsze. Był... był dziwny. Niecałe dwa tygodnie temu wróciliśmy razem z Rossem do domu. Przez ten czas nic ciekawego się nie działo, no może oprócz jednej rzeczy. Na mojej drodze pojawił się ktoś nowy. Justin. Wysoki brunet o niebieskich oczach. Spotkaliśmy się na imprezie Alex Peter. Dziewczyny Rocky'ego. Traktowałam go jak kolejnego dobrego kumpla, jednak on zakochał się. ZAKOCHAŁ SIĘ WE MNIE. Przez niecałe dwa tygodnie zakochał się we mnie. Tak ja też nadal w to nie wierzę.
Od razu postanowił się ze mną tym podzielić. Co mu odpowiedziałam, gdy spytał się czy zostanę jego dziewczyną? Tak. Durne tak, które zraniło nie tylko mnie ale też Rossa. Czemu w ogóle się zgodziłam?! Żeby uszczęśliwić rodziców. Oni zawsze powtarzali że najważniejsze jest wyjść za mąż i mieć dużą rodzinę. Też bardzo zależało im na tym żebym miała z kim iść bal maturalny. Dla nich tylko to się liczyło. Zawsze powtarzali że dobre jest jakiekolwiek szczęście niż żadne. Z Rossem ukrywając się nie byliśmy szczęśliwi. Ross znowu zaczął spotykać się z Courtney, więc wszystko dobrze się składa, prawda?
Siedzieliśmy właśnie wszyscy przy stole jedząc śniadanie, przygotowane przez Panią Lynch. Nie jestem w stanie mówić do niej mamo. Nie po tym co zdarzyło się między mną a blondynem.
-Dzisiaj macie bal maturalny tak?- Spytała szczęśliwa Pani Lynch, dokładając sobie jeszcze trochę jajecznicy.
-Tak-Odpowiedzieliśmy wszyscy.
-Ross idziesz z Courtney?-Podniósł wzrok Pan Lynch i spojrzał na blondyna.
-Nie, idę sam.- Uśmiechnął się sztucznie.- Zerwałem z nią. Zdradziła mnie.- Widać było że nie płakał z tego powodu.
-Jeju, synku.-Pani Strome zasłoniła sobie usta dłonią i z smutkiem spojrzała na syna.
-Nic takiego. Wiedziałem że z tego nic nie będzie.-Odpowiedział.- Oboje kochamy kogoś innego- Dodał cicho, patrząc na mnie.
-Nie martw się stary, ja też nie mam z kim iść-Dodał swoje trzy grosze Rocky i poklepał brata po plecach.
-Dzięki bracie-Odpowiedział z ironią w głosie.
-A ty Lauro? Z kim idziesz?- Mój wzrok skierował się na Pana Lynch.
-Yyy.. Ja... Ja idę z Justinem- Jąkałam się.
-O to miło-Uśmiechnął się i wrócił do czytania swojej gazety.
Ross spojrzał na mnie wściekły, wstał energicznie od stołu i skierował się do siłowi. Chwilę zastanawiałam się czy na iść za nim, postanowiłam iść.

*Ross*
Liczyłem na to że Laura rzuci Justina. Każdy może powiedzieć o nim jedno i to samo-Podrywacz. Co miesiąc ma inną dziewczynę, którą chce tylko przelecieć. Wkurzyłem się gdy oświadczyła że idzie z nim na bal. To jedno z ważniejszych wydarzeń w życiu, a ona chce iść z nim?
Od razu skierowałem się do siłowni, założyłem rękawice bokserskie i uderzyłem tak w worek że o mało się nie rozwalił. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, wiedziałem że to ona.
-Ross...- Spojrzała na mnie ze smutkiem.
-Co Ross?! Myślałam że jesteś na tyle mądra że rzucisz tego pajaca.- Miałem duży napływ adrenaliny.
-Wiesz że rodzicom bardzo zależy na ślubie, dzieciach.
-A gdzie w tym wszystkim miłość i szczęście?- Spojrzałem na nią.-Przecież ty go nie kochasz, czy się mylę?
-Nie kocham go.- Odwróciła wzrok.
-To czemu z nim jesteś do cholery?- Złapałem ją za ramiona.
-Chce mieć kogoś, chce mieć odrobinę szczęścia, wiesz że będąc razem musimy się ukrywać. Nasz związek jest skazany na porażkę.- Z jej oczu poleciała fala łez. To prawda. Jednak ten związek nie był skazany na porażkę z powodu barku miłości, kochaliśmy się za mocno. To właśnie problem.
-Proszę zerwij z nim. Błagam.- Przytuliłem ją mocno. Trzymałem ją w objęciach, aż z jej telefonu zadzwonił krótki dźwięk.
-Nie ma sprawy. Załatwił to za mnie. - Nie bardzo wiedziałem o co chodzi dopóki nie pokazała mi smsa od Justina o krótkiej treści 'Zrywam z tobą '.
Przytuliłem brunetkę jeszcze mocniej. - Wiesz że z tego powodu nie jest mi nawet smutno?-Zaśmialiśmy się razem.
-Tak jak mi z powodu Courtney.-Dodałem.
-Nie mamy z kim iść na bal, to może zostańmy w domu? Zamówimy pizze. -Wyszczerzyła się słodko.
-Nie ma mowy. -Zaprotestowałem, i uklęknąłem na jedno kolano -Lauro Marano, czy uczynisz mi ten zaszczyt...-Przerwała mi.
-Chyba nie chcesz mi się oświadczyć?-Udała przerażenie.
-Zamknij się i nie przerywaj-Zaśmiałem się.-.. i pójdziesz ze mną na bal?
-Z miłą chęcią-Uśmiechnęła się i przytuliła mnie jeszcze raz.- Już jest późno muszę iść się szykować-Wybiegła szybko.
-Ach te kobiety-Zaśmiałem się i postanowiłem też iść się już pomału szykować.
----------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. Dzisiaj taki krótki rozdział i za to bardzo was przepraszam.
Chcę też przeprosić na moją długą nieobecność.
W moim życiu ostatnio dużo się dzieje i brak mi jakiejkolwiek weny.
Przepraszam za to co jest u góry.
Obiecuję się poprawić!
Może chcielibyście żebym napisała tag: o mnie?
Lepiej mnie poznacie, i ja poznam was. Bo chciałabym żebyście też odpowiedzieli na kilka tych pytań.
Co wy na to?
Rozi xx
-

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 9


"Miłość jest jak mo­tyl ...choć piękna to trud­na do złapa­nia ...
Im bar­dziej za nią go­nimy tym łat­wiej nam ucieka ..."
 

Ciemność. Ilekroć próbowałam wstać na równe nogi, tak znowu upadałam. Czułam się jakby wokół mnie była nicość. Głośne ludzkie oddechy nie dawały mi jednak spokoju. To wszystko działo się w mojej głowie. Tak czułam.
Tysiąc niezrozumiałych słów tłumiło głośne oddechy. Zaczęłam trząść głową chcąc wyrzucić z głowy to co teraz się w niej działo. Coraz bardziej stawało się to uciążliwe i denerwujące.

Pot na mojej twarzy lał się strumykiem. To tylko sen-powtarzałam sobie. To było tak realistyczne, że aż nieprawdopodobne.
Obejrzałam się dookoła. Wszystko było na swoim miejscu, ja też. Nadal wtulałam się w blondyna, a on obejmował mnie jak najsilniej tylko mógł. Zauważyłam że oczy Rossa zaczynają się powoli otwierać. Chyba go obudziłam. Serce nadal biło mi tak mocno, jakby miało mnie za chwilę opuścić.
-Wszystko ok?-Podparł się na łokciach patrząc mi prosto w oczy. Odwróciłam wzrok.
-Zły sen-Skomentowałam i zaczęłam się podnosić. Zabrałam wcześniej wybrany zestaw i skierowałam się do łazienki. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, nawet trochę padało więc postanowiła na cieplejszy zestaw. Weszłam pod prysznic wcześniej spinając moje włosy. Ciepłe krople wody ogrzewały moją skórę. Nalałam trochę wody na ręce złożone w łódkę i umyłam dokładnie swoją twarz. Po wyjściu okryłam się ręcznikiem i zaczęłam nakładać lekki makijaż, a potem ułożyłam niedbałe loki w średni kucyk z grzywką i ubrałam ciuchy. Gdy byłam już gotowa wyszłam z łazienki, skierowałam się do kuchni w której zastałam starszą kobietę.
-Dzień dobry- Usiadłam na blacie i bacznie przyjrzałam się kobiecie. Wyglądała na zmęczoną.
-Witam cię Lauro, jak się spało?-Uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy. Nakładając masę naleśników na patelnię podała mi ciepłą herbatę w kubku. Podziękowałam grzecznie odwzajemniając uśmiech.
-Jak na pierwszy dzień tutaj to nawet dobrze- Nie do końca, ale nie chciałam jej niepokoić.
-Ross pewnie jeszcze się szykuję więc mamy czas na porozmawianie-Kończąc przygotowywać śniadanie, nalała sobie herbaty i usiadła na jedno z krzeseł przy stole. - To opowiedz mi coś o sobie, bo właściwie nic o tobie nie wiem- Popiła łyk cieczy.
-No więc... od dziecka już gram na pianinie, kocham muzykę a najbardziej kiedy ją tworzę.
-Komponujesz muzykę?-Spytała ucieszona. Potwierdziłam kiwając głową.- To zupełnie jak Ross. Co prawda nigdy nie chce się do tego przyznać, ale też piszę piosenki. Chodź pokażę Ci.- Wstałam i udałam się za nią. Ross i pisanie piosenek? Nigdy tego nie mówił. - To jego ostatnia piosenka, którą zaczął pisać.- Podała mi kartkę z zaczętą piosenką.

Myślę o tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy
Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło
Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia
Jesteś cały czas w moich myślach. To prawda.

Myślę o tobie tobie tobie tobie...
Myślę o tobie tobie tobie tobie...

Nie wiedziałaś co powiedzieć
Kiedy cię dzisiaj zobaczyłem.
Pozwolisz by wszystko rozpadło się na kawałki?
Bo wiem że powinienem
Zapomnieć o tobie jeśli potrafię.
Ale nie mogę przez tak wiele spraw.

Piosenka idealnie napisana do naszej teraźniejszej sytuacji. 'Pozwolisz by wszystko rozpadło się na kawałki? Bo wiem że powinienem zapomnieć o tobie jeśli potrafię', te słowa zostaną ze mną na długo. Wiedziałam dlaczego akurat tą piosenkę dała mi do przeczytania. Uśmiechnęłam się do niej, chociaż w oczach miałam łzy. Zabrałam kartę z tekstem i udałam się na altankę. Skuliłam się jak pięcioletnie dziecko a łzy same dobrowolnie wydarły się z moich oczu. Poczułam się jak w moim śnie. Wokół mnie była nicość, a głosy w mojej głowie mówiły mi co mam robić. Jednak nie dane było mi je zrozumieć. Każdy głos przekrzykiwał drugiego. Przejechałam dłońmi po twarzy. Moje wszystkie myśli stały pod znakiem zapytania, wielkim znakiem. Co mam robić?

*Ross*
Zaskoczyła mnie tak szybka odpowiedź brunetki i wyjście z pokoju. Zawsze rano rozmawiamy. Po jej pójściu jeszcze leżałem dobre pół godziny aż wreszcie też postanowiłem wstać. Wybrałem zestaw ubrać na dzisiaj i poszedłem do pokoju czystości. Wszedłem pod prysznic i przypomniała mi się ostatnia piosenka, nad którą jeszcze pracuje. Podśpiewałem sobie kawałek, piosenka idealnie opisywała naszą sytuację jaką mamy z Lau. Osuszyłem się ręcznikiem i ubrałem się. Umyłem zęby, ułożyłem włosy i wyszedłem. Udałem się na dół za zapachem naleśników które są moim ulubionym daniem. Rozejrzałem się po kuchni, ale nikogo nie było.
-Ross! Nareszcie wstałeś-Zawołała babcia i dała mi buziaka w głowę.
-Gdzie Laura?- Popiłem wody z butelki.
-Jest w altance-Uśmiechnęła się. Odłożyłem wodę i udałem się w stronę altanki, jednak babcia mnie zatrzymała.-Pokazałam jej twój tekst ostatniej piosenki, chyba musicie pogadać. Powiedź jej prawdę- Uśmiechnęła się i szybko ulotniła za nim zdążyłem coś powiedzieć. Przed wejściem na altankę zastanowiłem się co mam powiedzieć. Spojrzałem przez szybkę w drzwiach. Brunetka trzymała w ręce tekst mojej kompozycji i płakała. Wszedłem i usiadłem na ławce koło niej.
-Nie płacz, proszę.- Oparłem łokcie o kolana.
-Ross...-Powiedziała cicho i wstała z miejsca. Również wstałem i podążyłem za nią.
-Laura.. ja... nie wiem co powiedzieć.-Spuściłem głowę.
-Powiedź prawdę. Czujesz coś do mnie?- Zaskoczyła mnie swoim pytaniem. Długo nie odpowiadałem.- Rozumiem.- Odwróciła wzrok, hamując napływające łzy. - To wszystko sobie wyjaśniliśmy.- Odwróciła się i chciała iść, jednak nie pozwoliłem jej.
-Nie pozwolę ci znowu odejść.- Pocałowałem ją. Oddała pocałunek.
Myślę że znaczy to o wiele więcej niż znaczyły by moje słowa. Całowaliśmy się jeszcze przez chwilę aż spadł ogromny deszcz. Jednak nie przeszkodziło nam to, wręcz jeszcze bardziej pomogło. Widziałem za oknem babcie, która szczerzyła się na nasz widok.
Nie jestem w stanie opisać co czuję przy Laurze. To takie uczucie które nie da się opisać słowami.
Gdy już byliśmy już cali mokrzy, pobiegliśmy do domu. Zjedliśmy śniadanie, po czym poszliśmy do siebie. Byliśmy szczęśliwie, jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy że chociaż rozwiązaliśmy tą sprawę to skomplikowało to wiele innych spraw. To dopiero początek naszych problemów. Coraz bardziej zauważamy że miłość jest naprawdę trudna.
-----------------------------------------------------------------------------
Cześć, witam.
Rozdział jakoś bardzo nie zachwyca, ale zdaje się lepszy od poprzedniego.
Wreszcie jest RAURA!
Piszcie co myślicie.
Wasze komentarze motywują mnie do działania :))





środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 8.

"Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać"

*Narrator*
Ostatni miesiąc szkoły minął Laurze i Rossowi bardzo szybko, ale czy dobrze? Nie można tak powiedzieć. Coraz bardziej zaczęli oddalać się od siebie i innych. Zamykając się w pokoju, z książką i słuchawkami na uszach, w których leciała tylko smutna melodia. Nie rozmawiali ze sobą tak jak dawniej, bolało ich to jak na siebie patrzeli, nie mogąc się przytulić ani pocałować. Blondyn coraz bardziej popadał w nałóg palenia.
Już jutro mają wyjechać na dwa tygodnie do babci Lynch. Sami we dwoje. Siedzieli teraz obaj w pokoju, pakując się do wyjazdu. Nie odzywali się do siebie, ale co chwile zerkali na siebie z Nienacka. Lynch spakował się jako pierwszy, i wyszedł na balkon żeby zapalić. Po chwili dołączyła do niego brunetka.
-Daj zapalić.- Powiedziała siadając koło niego na ławce.
-Ty palisz?-Wyszczerzył oczy z zdziwienia.
-Od niedawna, ale tylko od czasu do czasu.- Odpowiedziała nie wykazując żadnych emocji.
Brązowooki wyjął z kieszeni paczkę papierosów i podał je dziewczynie.
-Dzięki-Oddała mu paczkę, i zapaliła.
-Nie popadaj lepiej w nałóg-Powiedział po chwili ciszy, patrząc w gwiazdy na niebie.- To cię zniszczy.
-A ciebie? Ciebie zniszczyło?-Zapytała patrząc na niego, on tylko spuścił głowę.
-Bardzo. I nadal niszczy.- Odpowiedział po chwili namysłu.
-To czemu nic z tym nie zrobisz?- Obróciła się do niego bokiem, i spytała bardzo emocjonalnie.
-Bo mam związane ręce, nic z tym nie mogę zrobić.- Niby rozmawiali o nikotynie, a jednak było w tym coś więcej. Taka jakby zagadka.
-Ross, to nasz oboje niszy wiesz o tym.- Powiedziała ze smutkiem. Tak bardzo potrzebowała jego ramienia.
-Wiem.- Skomentował. Długo nie czekała, aż przyciągnie ją do siebie i przytul. Od razu zrobiło się jej lżej. Tak jakby jedno przytulenie mogło wyleczyć wszystkie rany.

Wyruszyli wcześnie rano. Słonce jeszcze nie wstało. Nie chcieli nikogo obudzić, więc pakowali ostatnie rzeczy bardzo cicho. Co jakiś czas zerkali na siebie, czasami ich spojrzenia się zetknęły. Zastanawiali się co takiego zrobili żeby teraz tak cierpieć. Coraz bardziej przestali wierzyć w Boga, bo jak w niego wierzyć skoro cały czas życie ich rani. Każde z nich chciałoby na chwilę zniknąć. Na chwilę zapomnieć o wszystkim.

Po czterogodzinnej podróży, wreszcie byli u celu. Przed dwójką młodych ukazał się piękny, mały, urządzony w starym stylu dom. Mimo że dom był mały były w nim tylko dwa pokoje, salon połączony z kuchnią i łazienka, to i tak był przepiękny.
*Laura*
Dom chociaż był niewielki, był bardzo przytulny już z zewnątrz. Nie musieliśmy długo czekać, kiedy Babcia Rossa wyszła nas przywitać. Jak na taki wiek, jest bardzo zadbaną kobietą.
-Dzień Dobry-Od razu przytuliła nas mocno, aż od razu poczułam się pewniej.
-Ty jesteś Laura- Uśmiechnęła się szeroko.- Dobrze cię w końcu spotkać.-Przytuliła mnie ponownie.
-Mi Panią też miło w końcu poznać-Odwzajemniłam uśmiech.
Pogadaliśmy jeszcze chwilkę na dworze. Dowiedziałam się że po drugiej stronie domu, znajduje się ogromny basen. W przeszłości Pani Lynch była zawodową pływaczką. Wygrała kilka złotych medali.
-Nie wiem jak będzie z spaniem. Mam tylko jeden pokój wolny-Powiedziała gospodyni.
-Mogę się przespań na kanapie-Uśmiechnął się słodko blondyn.
-Jest jeden problem, Ell i Riker zarwali mi kanapę, a nowa jeszcze nie przyszłą.-Razem z Rossem zaśmialiśmy się.
-W sumie to się nie dziwię-Oznajmił z śmiechem Ross.- Babciu nie martw się coś wymyślimy. A ja idę teraz popływać- Znikł szybko za drzwiami łazienki.
-Lauro może pomożesz mi z kolacją? - Chociaż wyjechaliśmy wcześnie rano, to dzień szybko się zleciał.
-Oczywiście- Razem udaliśmy się do kuchni.

*Ross*
Po skończonej kolacji usiedliśmy całą trójką przy kominku. Babcia usiadła na jej ulubiony bujany fotel. Siedzieliśmy w przyjemnej ciszy. Czasami zerkałem na brunetkę. Nie była szczęśliwa.
-Co między wami jest?-To pytanie nas rozwaliło. Razem z Laurą spojrzeliśmy się na Babcię.
-Ale.. o co babci chodzi?- Jąkałem się.
-Spotkaliście się przed tym jak rodzice wyjawili wam prawdę, no nie?- Wiedzieliśmy już o co babci chodzi.
Nawet jeśli znałaby prawdę, można jej ufać. Zawsze miałem z babcią najlepszy kontakt.
-Tak, jakiś długi czas przed tym. -Powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Coś się wtedy zdarzyło prawda?- Po prostu przytaknęliśmy. - Ja już pójdę się położyć, wam też radzę. Dobranoc- Odpowiedzieliśmy krótkie 'dobranoc', i zostaliśmy sami. Usiadłem za brunetką i przytuliłem ją. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, aż stwierdziliśmy że już czas się położyć. Wykąpaliśmy się i zostało nam zorganizowanie jak śpimy.
-To ja wezmę koc, jedną kołdrę ,poduszkę i położę się na ziemi.-Skomentowałem.
-Nie musisz-Uśmiechnęła się i położyła się do łóżka. Poklepała miejsce koło siebie.
-Na pewno?- Położyłem się. Nie czekałem długo aż przytuliła się do mnie. Tak właśnie zasnęliśmy.
-------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za to co jest u góry.
Ten rozdział totalnie mi nie wyszedł.
Obiecuję że się poprawię.
Po prostu trochę teraz w moim życiu się dzieje, i jakoś nie umiem się skupi,
a na dodatek mam grypę.
Mam nadzieję że wybaczycie.
Loff ju !


niedziela, 17 stycznia 2016

One Shot #2

*15.02.2016, Los Angeles. Dom Katie i Laury.*
"Wszystko zaczęło się w tą noc. Moje życie obróciło się do góry nogami."
Leżałam na łóżku z książką w ręku i słuchawkami na uszach, kiedy do mojego pokoju wtargnęła wesoła przyjacółka. Wyrwała mi z rąk "Szeptem", zamknęła pośpiesznie.

-Wstawaj, idziemy na imprezę.- Powiedziała wesoło Katie, moja najlepsza przyjacółka.Wysoka blondynka, z niebeskimi jak ocean oczami. Katie od zawsze była optymistą, nie to co ja forever pesymista. Jest jedną z tych dziewczyn które ubierają się dosyć wyzywająco, dbają o swój zewnętrzny wizerunek i kochają się bawić. Kiedyś też zmieniała chłopaków jak rękawiczki, ale zmieniło się to kiedy poznała Rachela. Wysokiego (ponad 1.90) bruneta. Motocykl, wulgaryzm i skórzana kurtka. To cały on.
-Nie mam ochoty iść, przecież wiesz że nie lubię imprez. - Odebrałam od niej swoją książkę, ale nie dane było mi ją otwotrzyć, bo znowu mi ją zabrała.
-Wiem że jesteś pesymistą i nie lubisz się bawić, ale no weź, bedzie fajnie!-Zachęciła mnie gestami ręki, i pociągnęła tak że musiłam wstać.
-No dobra, ale to wyjątek, więc się nie przyzwyczajaj.- Skomentowałam i otworzyłam szafę z ubraniami. Wyjęłam z niej białą sukienkę do kolan i z rękawami trzy-czwarte. Pokazałam ją przyjaciółce.
-Może być?- Zapytałam, przykładając ubranie do swojego ciała.
-Dziewczyno to jest impreza, a nie ślub. - Pociągnęła mnie do swojego pokoju i wyjęła z szafy czarną skórzaną sukienkę ledwo zakrywającą cokolwiek. Podała mi i popchnęła do łazienki. Niechętnie przymierzyłam i wyszłam z pokoju czystości. Ubranie ledwo sięgało mi do połowy ud, a co do dekoldu to już nie wspomnę. Katie podała mi jeszcze czarne buty przypominające glany, tylko że były na obsanie. Dostałam jeszcze krótką skórzną kurtkę.
-Nie wyjdę tak! - Odpowiedziałam, co w zamian dostałam crop-top i spodeki z wysokim stanem, które na kieszeniach miały ćwierki. Buty i kurtkę zostwiłam. Wzięłam szybki prysznic, pomalowałam się i wyszliśmy.
*Klub Angeles*
Dużo ludzi. Alkohol i narkotyki. Tak wyglądał ten klub. Nie lubiłam takich miejsc. Chłopacy tylko patrzą którą dziewczynę zaciągnąc do łóżka. Usiałam przy barze i zamówiłam sobie dinka z pomarańczą. Po chwili poczułam jakiś dotyk na swoim udzie, byłam przekonana że to Katie, jednak usłyszałam męski głos.
-Podobają mi się takie dziewczyny jak ty- Szepnął mi jakiś koleś na około 27 lat.
-A mi tacy faceci jak ty nie więc się odczep- Powiedziałam surowo, i myślałam że pójdzie sobie. Jednak myliłam się. Dotykał mnie tak gdzie nie powinien. I mówi czego też nie powinien. - Możesz się ode mnie odczepić?- Zapytałam zdenerwowana. Usłyszłam tylko po chwili jak podchodzi do niego ktoś i udeża go dosyć mocno w nos. Spojrzałam na tego kogoś. Wysoki, bardzo przystojny blondyn, około w moim wieku (18 lat). Ubrany w dziórawe spodnie, białą koszulkę z jakimś napisem i skórzaną kurtkę.
Starszy koleś nie był mu dłużny, i zaczęła się wojna. Próbowałam ich rozdzielić, przez co uderzyłam blondyna. Nie powiem bolało.
Razem z tajemniczym blondynem zostaliśmy wyprowadzeni przez ochronę.
-Jak tak można, przecież to jego powinni wyrzucić, pieprzeni ochroniarze.- Rzucił w stronę wyżej wymienionych panów. Dopiero teraz spojrzał na mnie. Zilustrował mnie wzrokiem, i wyciągnął rękę.
-Ross.- Uścisnęłam jego dłoń.
-Laura.- Uśmiechnęłam się. Zobaczył moją dłoń, była trochę zaczerwieniona.- Przepraszam że cię uderzyłam.-Skrzywiłam się.
-Nie ma sprawy. Myślisz że dostałem pierwszy raz?- Spytał sarkastycznie. Było pewne
 już po jego umięśnionej posturze że nie pierwszy raz się bił. -Chodź pojedziemy do mnie. -Podszedł do swojego motocykla. 
-Mam jechać do ciebie?- Otworzyłam oczy z niedowierzenia.
-Wsiadaj-Podał mi kask-No chyba się nie boisz?-Zaśmiał się.
-Pfff.. jasne że nie.- Ubrałam kask i wsiadłam na motor.
*U Rossa*
Po wejścu do jego mieszkania, które dzieli z... uwaga uwaga z Rachelem. Zobaczyłam że leciała mu krew koło brwi, i miał torchę sine oko. Powiedziałam że się tym zajmę. Zrobiłam mu opatrunek, i podałam lód na oko.
-Ci się chyba bardziej przyda- Uśmiechnął się i podał mi lód. Przyłożyłam go do pięści. Usiedliśmy w salonie na kanapie i gadaliśmy, kiedy nagle spojrzeliśmy sobie w oczy, i pocałowaliśmy się. Całowaliśmy  się długo i namiętnie, kiedy przerodzio się to w coś głębszego.

*Teraźniejszość*
Jedna noc, a zmieniła wszystko. Pierwszy chłopak od czasów mojego ex, pierwszy raz, ciąża. Tak zaszłam wtedy w ciążę. Te cztery głupie miesiące temu. Moja mama ciągle wypytuje się kogo to jest dziecko, ale nie mogę jej tego powiedzieć.

Zakochałam się w Rossie. Spotykaliśmy się jeszcze miesiąc, kiedy dowiedzieliśy się że będziemy przrodnim rodzeństwem. Moja mama i jego tato, postanowili się ożenić. My nawet nie wiedzieliśy że oni się spotykają, a tu od razu mówią nam o zaręczynach. Dzisiaj przychodzą do nas na kolację. Boję się, ponieważ Ross nie wie że jestem w ciąży, w ciąży z nim.
Ubrałam najbardziej szeroką bluzę jaką miałam, ale i tak nie zakrywała mi brzucha. Chociaż to czwarty miesiąc, jestem już gruba jak słoń.
-Kochanie, czemu tak bardzo chcesz zakryć brzuszek?- Do pokoju weszła moja mama.
-No właśnie wyglądasz jak seksi mama-Skomentowała Katie. Za to właśnie ją kocham.
-Nie chce żeby się dowiedzieli że jestem w ciąży. -Powiedziałam smutno. Nie chciałam tego dziecka. Nie teraz.
-Kotku, to jest nie uniknione- Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła. Położyłam się na łóżku i czekałam na tą kolację która miała być piekłem.
*Kolacja*
-Tak, Laura jest w ciąży.- Nie słuchałam o czym rozmawiają, ale to przykuło moją uwagę.
-Jak to w ciąży?- Spytał trochę nerwowo Ross. Chociaż nie byliśmy razem, czułam jakbym go właśnie zdradziła
-Już w czwartym mięsciącu- Skomentowałą mama z uśmiechem. Kiedy mama i jej partner rozmawiali, blondyn jakby zaczął nerwowo się nad czymś zastanawiać.
-Kto jest Ojcem?-Spytał nagle. Wszyscy spojrzeli się na mnie. Ja nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam do swojego pokoju. Nie musiałam długo być sama, gdy do pokoju wtargnął Ross. Niezbyt zadowolony Ross. Zamknął szczelnie drzwi, żeby nikt nic nie słyszał.
-Poznaliśmy się cztery miesiące temu, kochaliśmy się. Tóż później jak się spotkaliśmy wymiotowałaś. To moje dziecko? Prawda?- Uklęknął przede mną. Był zdenerwowany.- Odpowiedź mi- Podnósł głos.
- Tak- Powidziałam słabym głosem.- Nie powiedziałam ci bo nie chciałam takiej reakcji. Nie możemy mieć razem dziecka. Jesteśmy rodzeństwem, a nawet gdybyśmy nim nie byli to i tak ty do mnie nic nie czujesz..- i w tej chwili Ross mnie pocałował. Delikatnie. Czułam się jak trzy merty nad niebem.
-Kocham cię. Wychowamy razem to dziecko. Ono jest cząstką nas- Dotchnął mojego brzuszka.
*Parę miesięcy później*
Rodzice nie zaakceptowali nas, dlatego postanowiliśmy wyjechać. Razem z naszym małym synkiem Mike'em. Moja przyjacółka i jej chłopak pojechali z nami, żeby pomóc przy małym.
*Dwa lata później*
Spodziewamy się drugiego dziecka. Tym razem dziewczynki. Załatwiliśmy potajemny ślub. Teraz żyjemy szczęśliwie.
-----------------------------------------------------------------------------

Oto przed państwem One Shot.
Rozdział już niebawem się pojawi.
Mam nadzieję że się spodoba.
Komentarz motywuje !!

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 7.

"Tylko człowiek który kochał, umiera jak człowiek"

*Ross*
Pocałowałem ją. Zrobiłem to. Od dawna pragnąłem dotknąć jej ust. Ale to co mnie najbardziej w tym wszystkim ucieszyło to, to że oddała pocałunek. Czyli też tego chciała?
-Laura ja...- Odwaga powiedzenia czegoś znikła tak szybko jak się pojawiła.
-Chciałeś tego?-Powiedziała swoim cieniutkim głosem, nie patrząc na mnie.
-T-a-k - Wyjąkałem te trzy litery, jedno słowo tak jakby miał mnie za to ktoś zabić. Chociaż w sumie byłoby to możliwe, bo to co teraz robimy to chyba nie jest zgodne z prawem, czy może jest?  Czuje się jakby mi ktoś mowę odebrał, i to dosłownie, ale w końcu się otrząsnąłem i wydusiłem z siebie pytanie na które już dawno chciałem znać odpowiedź.- A ty chciałaś tego pocałunku?.
-Chciałam, i to bardzo.- Odpowiedziała po chwili namysłu. Taką odpowiedź właśnie chciałem usłyszeć.- ale to nie jest w porządku, nie powinniśmy się całować. -Dodała.- Dlatego nie chciałam się do was przeprowadzać. Nie chciałam cię codziennie widzieć. Z początku myślałam że to tylko zauroczenie, ale z czasem przekonuje się że to coś więcej. - Uśmiech znikł jej z twarzy, a w oczach pojawiły się małe krople słonej cieczy. Od razu ją przytuliłem, chociaż wiedziałem że zadaje jej tym też trochę bólu. I sobie też.
-Wiesz że nie mamy na to wpływu. Może gdybyśmy prędzej wiedzieli że jesteśmy przyrodnim rodzeństwem, to nie zakochalibyśmy się w sobie. To nie nasza wina, tylko ich. To oni nie powiedzieli nam wcześniej prawy. -Wyznałem.
-Masz rację, ale wiesz że nie możemy być razem. To jest nie zgodne z prawem.- Słona ciecz spływała jej po policzku.
-Chociaż nie jesteśmy razem to ciągle przez mnie płaczesz.- Zaśmiałem się, co ona odwzajemniła. Chociaż tak załagodziłem sytuację. -Wyjedźmy stąd.
-Uwierz, teraz to moje marzenie.-Uśmiechnęła się lekko, i wtuliła się bardziej w moje ramiona.

*Laura* Parę godzin później.
Przyszliśmy już do domu, ponieważ na dworze zrobiło się strasznie duszno, i zaczął wiać mocny wiatr. Mam nadzieję że nie będzie burzy. Nie znoszę jej.
Zrobiłam sobie gorącą kąpiel w wannie, żeby trochę móc pomyśleć. Chociaż ostatnio robię to bardzo często. Ciągle myślę o naszej sytuacji z Rossem. Czemu życie jest takie trudne, i robi nam tak bardzo pod górkę.
Po kąpieli, zawinęłam się w ręcznik i zaczęłam suszyć włosy. Ciepłe powietrze ogrzewało moją głowę i włosy. Po wysuszeniu włosów i ich ułożeniu ubrałam się w mój ulubiony strój. Dresy i luźna bluzka, a na to blondyna bluzę. Uwielbiam ją, pachnie jego perfumami. Myłam zęby kiedy zgasło nagle światło i zaczęło mocno grzmieć i wiać. Błagam tylko nie to. Bardzo się przestraszyłam, więc wyszukałam po ciemku drzwi i zawołałam Rossa.
-Gdzie jesteś?- Zawołał z dołu. Tak sądzę.
-U góry, koło łazienki.- Krzyknęłam. Po chwili silne ramiona objęły mnie w tali.
-Poszukamy jakiś latarek czy świec, co?- Spytał. Potwierdziłam, i zaczęliśmy razem szukać. Łatwiej byłoby się rozdzielić, ale ja nie chciała.
-Mam!-Krzyknęłam i zapaliłam małą latarkę. Chociaż coś.
-Tyle szukania i tylko to. - Zaśmiał się i pokazał na moje znalezisko.
-Zawsze coś- Powędrowałam do naszego pokoju, słysząc że blondyn idzie za mną szłam o wiele pewniej.
-Jaka jest w ogóle godzina?-Zapytał siadając na łóżko. Spojrzałam na zegar który jako jedyny odmierzacz czasu działa na baterię.
-21.28-Odpowiedziałam i siadłam koło niego.
-Przydałoby się iść się już położyć, ale jak mam się umyć. Może wezmę telefon.-Wziął sprzęt do ręki i poszedł w stronę łazienki.
-Zostawisz mnie samą?-Spytałam lękliwie, na co on odpowiedział śmiechem.
-Idę się umyć.
-Oh..no dobra. - Skuliłam się w kłębek i tak siedziałam, aż Ross nie wrócił. -Nareszcie jesteś, ile można się kąpać. - Przytuliłam go mocno.
-Ty siedzisz o wiele dłużej. - Miał rację.
-Kiedy ta burza się skończy-Zrobiłam smutną buźkę, i położyłam się do łóżka.
-Za niedługo, zobaczysz.- Położył się w swoje łóżko, ale mi tak nie pasowało, więc wgramoliłam się do jego łóżka.
-Dobranoc- Powiedziałam jakby nigdy nic.
-Dobranoc- Czułam że się uśmiecha. Pocałował mnie na dobranoc, w USTA. Co bardzo mnie zdziwiło. Naprawdę bardzo.
-Sorry zapomniałem się. - Powiedział speszony, i położył się.
Zasnęłam bardzo szybko. Jednak natłok myśli trochę mnie pomęczył.
Czemu to nas akurat musiał spotkać taki pech. Miejmy nadzieję że będzie lepiej.
Mówią przecież że nadzieja umiera ostatnia, nie?
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hejooo !
Jak wam się podoba ten rozdział?
Mi się go przyjemnie pisało.
DZIĘKUJE ZA TE 5 KOMENTARZY, to mega motywuje.
Kocham was. Pa


poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 6 .

"moje ramię będzie zawsze przy tobie
jeśli kiedykolwiek zechcesz płakać
wszystko będzie dobrze
bo zawsze będę cię kochać
aż do dnia w którym umrę"

*Laura*
Przeciągnęłam się na łóżku w stronę szafki nocnej, gdzie był mój telefon. Odblokowałam go, chcąc sprawdzić godzinę. 4:58. No ładnie-pomyślałam. Cała noc bez snu. Przejechałam dłońmi po twarzy, i wstałam. 
Otworzyłam drzwi na balkon, i weszłam na niego. Oparłam się o barierki i spojrzałam na piękny księżyc który był w pełni. Idealnej pełni. 
Czemu życie jest takie trudne, czemu miłość jest taka trudna. Chciałabym cofnąć czas i nie dowiedzieć się tej prawdy. Chciałabym nie wiedzieć że Ross jest moim bratem. Dlaczego musiałam się do niego tak przywiązać? Byłoby to łatwiejsze gdybyśmy się nie znali. 
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, okazało się że do Blondyn. Podał mi swoją bluzę. 
-Ubierz bo się przeziębisz.- Uśmiechnął się i stanął koło mnie. 
-Dzięki- Powiedziałam bardzo cicho, jakby do siebie. 
-Wszystko gra?-Spojrzał się na mnie przez ramię. Pokręciłam przecząco głową, a w oczy napłynęły mi łzy, których tak bardzo chciałam uniknąć. 
Przytulił mnie od tyłu, obejmując mnie ramionami tak jakbym miała mu uciec. 
-Nie jest łatwo, ale damy radę.- Pocałował mnie w policzek. 
-Tak myślisz?- Zapytałam, odwracając tylko głowę w jego stronę. 
-Tak.-Uśmiechnął się. -Chodźmy już spać. -Uścisnął moją dłoń i zaprowadził do jego łóżka. Zamknął drzwi na klucz, i położył się koło mnie.-Dobranoc-Przytulił mnie.
-Dobranoc. 
*Ross*
Obudziłem się pierwszy, i byłem z tego zadowolony bo mogłem popatrzeć jak Laura ślicznie śpi... Przestań Ross- Skarciłem się w myślach. Wstałem, wyszukałem ciuchy i poszedłem do pokoju czystości żeby się ogarnąć. Wychodząc musiałem obudzić brunetkę bo zaśpi do szkoły. Pocałowałem ją w policzek.
-Cześć księżniczko-Uśmiech wkradł mi się na usta. 
-Heej- Wyciągnęła się na łóżku. 
-Wstawaj bo się spóźnisz-Zaśmiałem się, i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. Na schodach było już czuć zapach naleśników. Mama znowu robi śniadanie-pomyślałem. 
-Siema-Powiedziałem do mojego rodzeństwa, a mamie dałem buziaka w policzek. Odpowiedzieli mi tym samym. 
-A gdzie masz Lari?-Spytała się mama, kładąc mi przed nosem gotowy posiłek. 
-Już jestem- Do kuchni wpadła zdyszana brunetka, z torebką na ramieniu. Usiadła koło mnie i zaczęła jeść swoje śniadanie. 

-Dobra my się już zbieramy, Laura?-Wstałem od stołu. Uśmiechnęła się do mnie i też wstała. 
-Mogę was podwieźć. -Oznajmił najstarszy z nas. 
-Przejdziemy się-Odpowiedziała mu Laura. 
Ubraliśmy się i wyszliśmy. Zabrałem od brunetki jej torbę, żeby nie musiała dźwigać. 
Droga minęła nam dosyć szybko, więc zdążyliśmy na lekcję. 
*Rydel, w tym samym czasie*
-Ooo, jacy oni słodcy- Uśmiechnęłam się widząc jak Ross bierze torbę Laury, żeby nie musiała dźwigać. 
-Oni są rodzeństwem- Upomniał mnie Rocky. 
-Wiem, wiem- Machnęłam ręką, patrząc jak znikają za rogiem. Oni są tacy słodcy, i tak dbają o siebie. 
-Dzieci babcia dzwoniła-Oznajmił tato, wchodząc do kuchni. 
-Może pojedziemy do niej, tak dawno nie byliśmy u niej- Odezwał się Riker. 
-Nie możemy, przecież wiecie że Laura i Ross mają szkołę.- Powiedziała mama, odrywając się od sprzątania. 
-Przecież oni mogą zostać i jechać sobie kiedy indziej. Ross ma już prawko.- Skomentował Ellington.
-Właśnie mamo, Ell ma rację.-Uśmiechnęłam się do niej, pomagając jej sprzątać. 
-Może masz rację-Obdarowała nas ciepłym uśmiechem.- Pakujcie się, po południu pojedziemy. 
Wszyscy ucieszyli się z ostatecznej decyzji mamy, i poszli do swoich pokoi, ja zostałam pomóc jej jeszcze posprzątać, a potem sama poszłam się pakować. 
*Laura, wieczór* 
Staliśmy wszyscy w korytarzu i żegnaliśmy się. 
-Mamo to tylko parę dni- Powiedział Ross, kiedy Pani Lynch to znaczy mama go dusiła, tuląc go tak mocno jakby miała go już więcej nie zobaczyć. 
-To aż pięć dni-Powiedziała płaczliwym głosem. 
-Musimy już jechać-Krzyknął z auta Riker. Trochę pomogło, bo mama ostatni raz nas przytuliła i poszła w stronę samochodu.
-Jedzenie macie w lodówce- Oznajmiła wsiadając do auta. Pokiwaliśmy im i weszliśmy z powrotem do domu. Musieliśmy zostać, bo mieliśmy jeszcze szkołę, ale obiecaliśmy że odwiedzimy babcię w przyszłym miesiącu, bo jak to powiedziała "musi mnie koniecznie poznać". 
-Może pójdziemy się gdzieś przejść, co ty na to?-Spytał mnie blondyn.
-Zapraszasz mnie na randkę, no wiesz nie ładnie tak zapraszać siostry na randkę- Zaśmiałam się. 
-Oczywiście, bo moim marzeniem było już od dawna, żeby zaprosić moją siostrę na randkę. Niestety Rydel się nie udało zaprosić.- Wybuchnęliśmy śmiechem. Teraz było dla nas to zabawne, ale tak naprawdę nie był to nasz ulubiony temat. - To co idziemy?-Zapytał ponownie. 
-Jasne, tylko mogę twoją bluzę bo nie mam jeszcze wszystkich moim ciuchów zabrane z domu. 
-Pewnie, trzymaj-Podał mi granatową bluzę, a sam wziął Rikera. 
-Gdzie w ogóle idziemy?-Spytałam się gdy już wyszliśmy. 
-Plaża?-Uśmiechnął się. Zawsze było to nasze ulubione miejsce spacerów. 
-Plaża- Odwzajemniłam uśmiech i ruszyliśmy na plaże. 
Chodziliśmy brzegiem morza, tak żeby woda delikatnie dotykała naszych stup. 
Na niebie było już widać mały zachód słońca. Piękny widok. 
-Jak myślisz co by z nami było jakbyśmy nie byli rodzeństwem?-Spytałam, chodząc po skałach. Blondyn w razie czego mnie asekurował. 
-Znając życie bylibyśmy parą.- Gdy powiedział to zdanie, noga ześlizgnęła mi się ze skały, przewidując ciąg dalszy pewnie bym spadła ale blondyn w porę, mnie przytrzymał i nie spadłam.
-Na prawdę tak myślisz?- Spytałam patrząc na jego reakcję. 
-Tak. A ty jak uważasz?-Obawiałam się że zada mi to pytanie. 
-Yyy.. ja.. chyba uważam tak jak ty.- Jąkałam się, mówiąc to zdanie. Uśmiechnął się w odpowiedź. -Patrz jaki piękny zachód słońca-Pokazałam. Stanął obok mnie. Czując jego wzrok na sobie, spojrzałam się na niego. Patrzał mi głęboko w oczy, i powoli zbliżył się do mnie... aż pocałował mnie. 
---------------------------------------------------------------------------------
Hejo, hejo. Co tam u was? 
Przepraszam za taki beznadziejny rozdział. 
Ale nie mam ostatnio weny. 
Pod poprzednim rozdziałem nie było nawet trzech komentrzy :( 
Szkoda że tak mało was tutaj jest...