środa, 7 października 2015

One Shot 2 'Skoro ona zabiła się dla mnie, to ja zabiję się dla niej'

Przeczytaj notatkę pod One Shot'em ;) 
*Rok później*
To niewiarygodne że już minął rok, rok czasu od spotkania się z moją drugą połówką. 
Od tego dnia w szpitalu Ross i Ja zakochaliśmy się w sobie. 
Wszystko w moim życiu zaczęło się układać. 
Jednak nigdy nie może być w 100% dobrze. 
Ross już ledwo chodzi, nie ma na nic siły, nawet żeby jeść. 
Tak bardzo się o niego boję. 
A co jeśli, jeśli Bóg postanowi nas rozdzielić? 
Nie dam rady żyć bez niego. On jest moim promyczkiem szczęścia. 
Gdy go widzę moje serce, pomału zaczyna składać swoje kawałki. 
Nikt nie chce mi nic mówić, ale widzę że On umiera. Właściwie to ja też, gdy patrzę na niego. 
Miałam go dzisiaj odwiedzić, ale nie jestem wstanie. Wiem że ten czas już nas dopadł, czas pożegnania się. 
Moje myślenie przerwał dźwięk mojego telefonu. To Rydel.
-Halo?- Powiedziałam zmęczonym i smutnym głosem, a w odpowiedzi usłyszałam cichy płacz. 
-Laura..Przykro mi- Wiedziałam o co chodziło. Wybuchnęłam głośnym płaczem, i jak najszybciej udałam się do szpitala. 
W jego sali zastałam całą rodzinę.
Podeszłam do jego łóżka. 
Zobaczyłam JEGO, był cały blady, i bardzo zimny. 
Łzy cały czas leciały mi z oczu. Jak strumień wody z wodospadu.
Pocałowałam go w już martwe usta i wybiegłam, kierując się na nasz ulubiony most. 
Wyciągając pistolet i mówiąc ciche "Kocham cię Ross, to dla ciebie" strzeliłam. 
*w tym samym czasie u Rossa*
Ja żyję.
Jak to mogło się stać że jeszcze żyje. 
Moje serce stanęło na chwilę. 
JA ŻYJĘ! 
Nie umarłem. 
Dostałem jeszcze jedną szansę od Boga. 
Przyznam się że niedawno chciałem się zabić, bo nie mogłem już wytrzymać z bólu. 
Ale teraz cieszę się że żyje. 
-Czemu płaczecie, przecież żyję- Powiedziałem do całej rodziny, ale nagle uświadomiłem sobie że nie ma z nimi Laury. - Gdzie jest Laura? -Spytałem, a moje serce od razu zaczęło szybciej bić. - GDZIE JEST LAURA?! - Krzyknąłem. 
-Ross...- Powiedziała łkając Rydel.- Ona po usłyszeniu o twojej śmierci... -Nie dokończyła, bo nie musiała. Już wiedziałem o co chodzi. 
Z moich oczu wyleciało kilka małych kropelek łez.
-Zawieście mnie do niej, teraz.
*15 minut później*
Wybiegłem szybko z auta i, zobaczyłem ją  leżącą na ziemi z pistoletem w dłoni. Dlaczego tu do jasnej cholery nikogo nie ma! 
Zacząłem ją szarpać żeby się obudziła, ale ona ani drgnęła. 
Ona umarła. 
A ja razem z nią.. Umrę.
Skoro ona zabiła się dla mnie, to ja zabiję się dla niej. 
Wziąłem pistolet i przyłożyłem sobie do głowy. W oddali słyszałem krzyki mojej rodziny, ale nic sobie z tego nie zrobiłem. 
Tylko strzeliłem. 
Teraz na zawsze będziemy razem. 
KONIEC
_____________________________________________________________
Cześć. Wiem że pewnie nie takiego końca się spodziewaliście, ale nie miałam weny żeby pisać coś innego.
Pisząc to, trochę zrobiło mi się lepiej.
Przepraszam że przez taki długi czas niczego nie było, ale mam problemy z zdrowiem. 
Nie wiem czy kiedyś wspominałam, ale mam depresję i po prostu czasami, nie mam siły żeby coś napisać. 
Przepraszam was. 


1 komentarz: