środa, 25 listopada 2015

Rozdział 5.

'Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment ukaże się tylko po to, by uczynić życie smutniejsze i okrutniejsze '

*Dwa tygodnie później* *Ross*
11 listopada to oficjalnie mój najgorszy dzień w życiu. Wtedy dowiedziałem się że moją przyrodnią siostrą jest, nie kto inny jak Laura. Moja Laura.
Już od dwóch tygodni nie wychodzę z mojego pokoju. Nie potrafię się pozbierać.
To niby tylko tak mało znaczące słowa, ale nie dla mnie.
Zakochałem się.
Ale Ross, przecież to nic takiego, to normalne.
No widzisz, właśnie nie. Czy normalne jest się zakochać w swojej przyrodniej siostrze ? Czy to normalne ?
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. To pewnie mama- Pomyślałem.
-Ross, musimy porozmawiać. - Powiedziała przez drzwi.
Wstałem leniwie i przekręciłem klucz w drzwiach. Odchyliłem drzwi i wpuściłem ją do środka. - Wiem że to pewnie dla ciebie jest bardzo ciężkie, ale postanowiliśmy że Laura wprowadzi się do nas. - Zamurowało mnie. Super, po prostu super. Teraz będę widzieć ją codziennie. Będę jeszcze bardziej cierpieć.
-Fajnie- Rzuciłem nie ukazując żadnych emocji, kładąc się z powrotem na łóżko.
-Tylko, na razie zamieszka u ciebie bo masz największy pokój. - Powiedziała, bardzo cicho i szybko. Czy może być jeszcze gorzej? Mamy mieć wspólny pokój?
Nie dość że będziemy się widzieć codziennie, to jeszcze będziemy ze sobą 24 godziny na dobę. - Za godzinę przyjedzie z rzeczami i meblami, więc zrób miejsce. - Oznajmiła i wyszła.
Przejechałem dłońmi po twarzy, i wstałem. Wyjąłem z szafy jeansy i czarną koszulkę, poszedłem do mojej prywatnej łazienki. Wziąłem szybki prysznic, i ubrałem wcześniej wyszukany zestaw. Wyszedłem z łazienki i opróżniłem połowę mojej szafy tak żeby mogła schować swoje ciuchy. Położyłem się z powrotem na łóżko i wróciłem myślami do tej całej chorej sytuacji. Nim się obejrzałem, usłyszałem z domu głos mojej mamy żebym pomógł wnieść łóżko. Czyli Laura już jest.- Pomyślałem i wstałem.
Razem z braćmi wnieśliśmy lóżko i szafkę nocną.
Nie zauważyłem jej, więc pewnie siedzi w kuchni z moją mamą i Rydel.
Wejść czy nie?
Wszedłem i zobaczyłem ją. Jak zawsze piękna. Ross przestań.
-Cześć- Powiedziałem trochę spanikowany. Spojrzała na mnie, i uśmiechnęła się.
-Hej- Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Objąłem ją rękoma.
-Ja już idę spać. Dobranoc wszystkim- Powiedziała Rydel i wyszła z kuchni. A zaraz po niej moja mama, oznajmiając że też już jest śpiąca.
-To może chodź już do mojego... znaczy naszego pokoju -Poprawiłem się szybko.
-Tak, chodźmy. Muszę się jeszcze rozpakować.- Zabrałem jej torby i poszliśmy na górę.
-Zrobiłem ci trochę miejsca w szafie.- Uśmiechnąłem się, stawiając jej torby przed szafą.
- Ooo fajnie, dziękuje- Dała mi buziaka w policzek, ale zaraz się szybko odsunęła.-Przepraszam.
- Nie masz za co- Puściłem jej oczko, i poszedłem się kąpać. Zamykając za sobą drzwi do łazienki, przemyślałem to co przed chwilą się stało.
Jeszcze długo czasu minie, zanim się przyzwyczaimy do bycia rodzeństwem.

*Laura*
Rodzice postanowili że jako rodzeństwo powinniśmy więcej czasu spędzać razem, dlatego też zamieszkałam u Lynchów.
Rossa pokój jest największy, więc przeniosłam się do niego.
To co ostatnio dzieje się w moim życiu, nie jest do opisania.
Do końca życia, ciężko będzie mi patrzeć na Rossa, jako na brata. Naszą przyszłość wyobrażałam sobie inaczej. O wiele inaczej.
Układałam ostatnie ciuchy do szafy, kiedy wyszedł z łazienki blondyn w samych bokserkach. Od razu odwróciłam się szybko.
-Przyzwyczaj się do tego-zaśmiał się .
-Bardzo śmieszne- Zabrałam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Ciepłe strumienie wody, ogrzewały moje ciało.
Wyszłam z pod prysznica. Ubrałam bieliznę, i zdałam sobie sprawę że czegoś zapomniałam. Piżama. Zawsze o niej zapominam.
Otworzyła lekko drzwi, nie chcąc pokazać się mojemu 'braciszkowi' w samej bieliźnie.
-Ross...-powiedziałam.
-Hmm?- Spojrzał się w moją stronę, a ja szybko przymknęłam bardziej drzwi.
-Bo wiesz... zapomniałam piżamy z domu. - Powiedziałam skrępowana, sama nie wiem czym.
Zaśmiał się i słyszałam tylko jak otwierał szafę. -Otworzysz mi drzwi?- Otworzyłam lekko drzwi, a on wszedł jak gdyby nigdy nic do środka łazienki.
-Ross!-Krzyknęłam, szukając czegoś do zakrycia się. Ręcznik, dzięki Bogu.
-Nie panikuj tak- Zaśmiał się i podał mi jak sądzę jego koszulkę.
-Dziękuje- Powiedziałam sarkastycznie.- No wyłaź już- Wypchnęłam go, gdy stał już chyba pół godziny, patrząc na mnie.
Gdy wyszedł przebrałam się szybko, umyłam twarz i zęby, wyszłam.
Weszłam szybko pod kołdrę i zabrałam moją książkę z szafki. Jednak coś przykuło moją uwagę, a mianowicie blondyn palący papieros na balkonie. Wstałam szybko i weszłam na balkon.
-To ty palisz?- Spytałam zdziwiona.
-Od jakiegoś czasu tak, ale to z nerwów.- Powiedział smutno. Popatrzał chwilę na mnie i przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam. Pocałował mnie w czoło i poszliśmy spać, ale noc nie zapowiadał się dobrze.
-------------------------------------------------------------------------------------
Heeej !
To znowu ja!
Przepraszam że przychodzę z takim.. czymś.
Jakoś ostatnio nie mam weny.
Jest godzina 22.18 a ja kończę dla was pisać, a czeka mnie jeszcze nauka.
Ehh.
Do następnego.



niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 4.

" Kłamstwo ma krótkie nogi" .. i dużo rodzeństwa.
*Laura*
Każdy liść jest inny, nie ma liści identycznych w stu procentach. Są liście bardzo podobne do siebie, ale jednak czymś się różnią. Tak samo jest z ludźmi. Nie ma ludzi takich samych, ale są bardzo do siebie podobni. Podobność nie musi być między dwoma takimi samymi płciami.
Podobieństwo może być między chłopakiem i dziewczyną.
Takie jakie jest między mną, a Rossem.
Zawsze byliśmy bardzo do siebie podobni. Słuchaliśmy tej samej muzyki, lubiliśmy ten sam kolor. Było między nami, i nadal jest bardzo duże podobieństwo. To dziwne.
Dzisiaj za oknem była dla wszystkim brzydka pogoda, ale nie dla mnie. Lubię deszcz. Można posiedzieć na parapecie i popatrzeć jak jego krople spływają po szybie.
Wczoraj gdy był u mnie Ross, rodzice przyłapali go gdy ode mnie wychodził.
Wydarli się, i dostaliśmy zakaz spotykania się.
Dlaczego oni tak bardzo go nie lubią?
Schodząc z parapetu, na którym była moja ulubiona książka, upadła a z niej wyleciała mała karteczka z moim najukochańszym cytatem.
"Przyjaciele są jak ciche anioły, podnoszą nas gdy upadamy"

Odłożyłam książkę i skierowałam się w stronę salonu gdzie siedzieli uśmiechnięci moi rodzice.
-Możecie mi powiedzieć dlaczego nie lubicie Lynchów? Dlaczego zabraniacie mi się spotykać z Rossem?- Do moich oczu wtargnęły łzy, bo wiedziałam że rozmowa na ten temat dobrze się nie kończy.
- Nie będziemy o tym teraz rozmawiać- Odpowiedział surowo tato, nawet na chwilę nie odciągając wzroku od telewizora.
- A kiedy?! Kiedy będzie czas?! - Zasłoniłam im telewizor. - Przez całe życie będziecie mówić że jeszcze nie czas?- Wydarłam się, a we mnie zaczęło się już gotować.
-Nie takim tonem gówniaro- Odezwała się mama. Nigdy do mnie tak nie powiedziała. Nie w ten sposób.
-Gówniara? Ja jestem gówniarą?- Odpowiedziałam.
Uderzył mnie. Nie mogę uwierzyć że to zrobił. Mój tato, w właśnie mnie uderzył.
Pobiegłam jak najszybciej na górę. Słyszałam tylko wołanie mamy.
Wyjęłam torbę i zaczęłam się pakować. Wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
Przed wyjściem spojrzałam jeszcze na mój policzek i oko.
Policzek był czerwony, a oko zaczynało puchnąć.
Wybiegłam z domu ignorując słowa rodziców.
Biegłam ile sił w nogach, ani na chwilę nie zatrzymując łez.
Wiedziałam jaki jest mój cel. Gdzie biegnę.
Ross nie pytając, od razu zaprowadził mnie do swojego pokoju i tuląc mnie do siebie wypytywał mnie co się stało. Opowiedziałam mu wszystko w skrócie.
- Nie wierzę że mógł cię uderzyć- Powiedział smutno.- Pokaż to- Spojrzał na zaczerwienione miejsce.- Przyniosę ci lód. Odpowiedziałam krótkie okej. A za chwilę zobaczyłam blondyna z lodem zawiniętym w ręczniku.
-Dziękuje.- Powiedziałam, przykładając lód do oka i policzka.
I wtedy do pokoju weszła mama Rossa. Zaniemówiła na mój widok, a ja przygotowałam się na najgorsze, ale w zamian przytuliła mnie mocno.
Ja, jak również i blondyn staliśmy bardzo zdziwieni.
-Laura, jak miło cię widzieć.- Do pokoju wszedł pan Lynch.
-Długo cię już nie widzieliśmy- Odezwała się Pani Lynch.
-Mamo, wy... wy nie krzyczycie?- Zapytał zdziwionym głosem Ross.
-Moi rodzice krzyczeli jak zobaczyli Rossa.- Dokończyłam
-My nie byliśmy za tym żebyście się rozstali. - Odpowiedzieli wspólnie państwo Lynch.
- To może państwo wiecie dlaczego moi rodzice tak tego bardzo chcieli- Podeszłam bliżej ich.
-Wiemy, i chcemy wam to już powiedzieć. Ale twoi rodzice też muszą przy tym być. To jest długa historia, i nie jest raczej miła.
Przestraszyłam się.
Jednak czym prędzej zadzwoniłam po rodziców, chociaż nie chciałam ich teraz widzieć.
Gdy już przyjechali, zasiedliśmy wszyscy (rodzeństwo Rossa i moja siostra też) w salonie. Zasiadłam koło zdenerwowanego jak ja Rossa.
-Słuchajcie i nam nie przerywajcie. - Powiedział Mark (Lynch)- Reszta rodzeństwa wie o całej spawie. Wy jesteście w połowie rodzeństwem.
Ja jestem waszym prawdziwym Ojcem. Ross, twoją mamą jest Strome, a Laura twoją Ellen. Dawno temu jak jeszcze was nie było, znałem Ellen, była moją pierwszą dziewczyną.
Damiano dowiedział się że nie mógł być Ojcem, więc zwrócili się o pomoc do mnie.
Nie wiedzieliśmy że się będziecie przyjaźnić. Nie chcieliśmy tego, żebyście nigdy nie dowiedzieli się prawdy.
-Jesteście rodzeństwem - Posumował mój tata, a właściwie to Ojczym.
--------------------------------------------------------------------------------------
No cześć.
Wiem że dawno mnie nie było i za to chce bardzoooo przeprosić.
Nie myśleliście chyba o takiej akcji, co?
No przyznajcie się ;)
3 komentarze=Next :D