26.06.2015 rok
Zakończenie roku szkolnego.
Najbardziej oczekiwany dzień przez wszystkich uczni, można odpocząć od nauczycieli, wyjechać na upragnione wakacje i chodzić dowolnie na imprezy do rana.
Jednak jedna osoba-dziewczyna Laura Marano, piękna brunetka o ciemnych oczach, nie była zadowolona z tego powodu. Gdy jej rodzice trzy lata temu zginęli w pożarze, a jej jedyna siostra zostawiła ją i uciekła razem ze sowim chłopakiem i ich dzieckiem. Ta cała sytuacja wprowadziła ją w głęboką depresję. Zaczęła się krzywdzić, i robi to do dzisiaj.
Po paru miesiącach pozbierała się trochę i wynajęła swoje malutkie mieszkanie na obrzeżach miasta.
Na wakacje znalazła sobie bardzo dobrze płatną pracę, jako pomoc domowa w domu Państwa Lynch. Nie była zadowolona że to akurat tam będzie musiała pr
pracować, ponieważ znała Państwa Lynch.
Kiedy była mała razem z jej siostrą przyjaźniły się z ich dziećmi, ale ich drogi się rozeszły kiedy jej siostra Vanessa i najstarszy z rodzeństwa Lynch- Riker, zerwali zaręczyny.
Brunetka nie chciała tam pracować, ale potrzebowała pracy a co najbardziej pieniędzy żeby się utrzymać.
*3 dni później, oczami Laury*
Ze snu wybudził mnie mój kochany budzik, który wskazywał godzinę 6:00.
Pośpiesznie wstałam i zabierając wcześniej wyszukane ciuchy , udałam się do łazienki zrobić poranne czystości. Zrobiłam lekki makijaż , a moje lokowane włosy upięłam w wysoki kucyk żeby nie przeszkadzały mi w pracy.
Wyszłam z pokoju czystości i skierowałam się do mojej małej kuchni. Wyjęłam z szafki potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników, i zaczęłam je robić.
Mój ściśnięty żołądek ze stresu nie pozwolił mi na zjedzenie więcej niż jednego małego kęsa. Zrezygnowałam więc z jedzenia i po odświeżeniu swojego oddechu, wyszłam powoli z domu. Droga nie zajęła mi dużo czasu więc bardzo szybko dotarłam do ich domu.
Wydech i wdech, wydech i wdech- Powtarzałam sobie, po zapukaniu w drzwi.
Nie musiałam długo czekać, aż w drzwiach pojawiła się jak zawsze uśmiechnięta Pani Lynch.
-Dzień dobry kochana! - Przywitała mnie jak zawsze ciepło.
-Dzień dobry- Uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
-Słuchaj, tutaj masz listę zadań które trzeba zrobić- podała mi listę- My dzisiaj wyjeżdżamy do cioci na trzy dni, ale w domu zostaje Ross i Riker, także jak coś się stanie to pytaj się ich - Uśmiechnęła się i razem weszłyśmy do salonu gdzie siedziała prawię cała rodzinka, z wyjątkiem Rossa.
Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.. Kiedyś..
- Laura? Cześć kochana!- Rydel, jedyna córka Państwa Lynch podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Reszta rodziny postąpiła podobnie, tylko najstarszy z rodzeństwa siedział sam smutny. - On nadal nie może się pozbierać bo Van- Oznajmiła mi blondynka.
- Dobra dzieci słuchajcie, musimy już jechać- Ogłosił Pan Lynch.
Wszyscy zabrali swoje rzeczy i pojechali, a ja wzięłam się za uzupełnianie listy.
Zadanie 1
Zrób śniadanie, i zanieś proszę Rossowi do jego pokoju.
A później podaj mu jego leki.
Leki? To Ross jest chory? - Pomyślałam. Nie przejęłam się tym za bardzo i zaczęłam robić śniadanie .
Po zrobieniu udałam się na piętro. Na moje szczęście pokoje były podpisane, więc łatwo dostałam się do pokoju blondyna.
Zrobiłam wdech i wydech, zapukałam do jego pokoju. Odpowiedział ciche 'proszę' i weszłam.
Jego pokój był raczej w ciemnych barwach , ale też był bardzo przyjemny. Na ścianie wisiały trzy gitary. Pamiętam że rodzeństwo Lynch, od zawsze było utalentowane muzycznie.
Postawiłam śniadanie na jego stoliczku koło łóżka.
- H-Hej - Usiadł na łóżku. Było widać że jest bardzo zmęczony i smutny.
- Cześć- Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam że nasze spotkanie po latach będzie wyglądać tak. - Mam nadzieję że lubisz naleśniki- Uśmiechnęłam się ponownie.
-Jasne, uwielbiam je- Zabrał się za jedzenie.
- Twoja mama napisała mi na kartce że mam podać ci jakieś leki-Oznajmiłam.- Jesteś na coś chory?-Spytałam.
-Leżą one na biurku. To nic takiego - Uśmiechnął się ponownie. - Dawno cię nie widziałem- Powiedział, ale ja nie przykułam na tym większej uwagi. Podałam mu jego leki i wróciłam do kontynuacji zadań z listy. Jednak jego choroba nie dawała mi spokoju.
*Wieczór*
Kiedy już zrobiłam wszystkie zadania, postanowiłam zajrzeć jeszcze do Rossa i podać mu wieczorne leki. Weszłam do jego pokoju wcześniej pukając.
Nie zastałam go w pokoju, ale jego drzwi do prywatnej łazienki były zamknięte.
Pewnie się kąpie-Pomyślałam. Gdy chciałam już wyjść, usłyszałam cichy płacz dochodzący z łazienki. Podbiegłam do niej szybko i zapukałam.
-Ross? Wszystko okej?- Zapytałam, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi.
Postanowiłam wejść, ale co tam zobaczyłam wywołało u mnie panikę.
Ross stał nad zlewem pełnym krwi. - Boże Ross-podbiegłam do niego szybko.
-Zadzwoń na pogotowie- Oznajmił słabym głosem.
*Parę godzin później*
Jesteśmy już od paru godzin w szpitalu, Riker jechał z nami.
Nikt nie chce nam powiedzieć o stanie zdrowia Rossa. Postanowiłam powiadomić rodziców blondyna, oznajmili że za niedługo będą.
W czasie czekania, postanowiłam dopytać się trochę Rikera, o chorobie jego brata.
- Riker, na co chory jest Ross?- Usiadłam koło niego.
- To ty nie wiesz?- Spytał zdziwiony. Pokiwałam przecząco głową. - Ross ma białaczkę. Dlatego dzisiaj leciało mu tak dużo krwi z nosa.
Jego odpowiedz, mnie przeraziła. Białaczkę? Przecież Ross to chłopak który zawsze miał pełno w sobie energii.
Z oczu poleciało mi parę łez. Z sali wyszedł lekarz i powiedział nam że możemy do niego wejść. Riker ustąpił mi, więc mogłam wejść pierwsza.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- Usiadłam na krześle obok jego łóżka. Wyglądał bardzo źle.
-Nie widzieliśmy się tyle lat, i miałem zacząć od tego że jestem chory.
- Nie, ale nie musiałeś mnie okłamywać mówiąc że to nic takiego.
-Bo to nic takiego- Miło że widać było w jego oczach zmęczenie, on uśmiechnął się.
-Jak się czujesz?- Wypuściłam głośno powietrze z ust.
- Dobrze- Nie. On wcale nie czuł się dobrze. Było to po nim widać- A jak u ciebie?
-Dobrze- Nie. Nie było u mnie dobrze.
--------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Oto pierwsza część One Shota!
Co o niej myślicie?