niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 2

"To coś, małe i wredne, zżera mnie od środka. Tak zwana tęsknota."

*Laura* 
Obudziłam się. Cała mokra. Bardzo szybko oddychając. Uczucie jakby moje serce, zachciało mnie opuścić. To był tylko sen... To wszystko to był sen?
Nie. Chociaż bardzo bym chciała, to nie był sen. Kolejny raz złamane serce. Czy ono w ogóle jeszcze istnieje? Czy już umarło? Czy można żyć bez serca? Osobiście twierdzę że tak, bo moje serce już nie żyje.. Ono umarło, tak jak wszystkie moje dobre wspomnienia. Zostały tylko te złe. Złe, które mnie niszczą. 
Powoli podniosłam się z mojego ukochanego łóżko. Było ukochane, dopóki nie miało w sobie tyle złych wspomnień, cierpień i moich łez. 
Przetarłam rękoma oczy żeby móc coś zobaczyć. Pierwsze co ujrzałam to zdjęcie. Moje i jego... Jego, którego w tej chwili pragnęłam zapomnieć. 
Wstałam szybko, i chwytając dłońmi zdjęcie, rzuciłam je bardzo mocno o ścianę. Ramka ze szkła, szybko połamała się na wiele małych cząsteczek. Tak właśnie wygląda teraz moje serce. Jak to szkło.
Zsunęłam się po drewnianych drzwiach mojego pokoju, zakrywając mokrą twarz w dłoniach, płacząc coraz bardziej i bardziej, dopóki nie usłyszałam przychodzącego sms'a. Sięgnęłam po telefon. Odblokowałam. To on. Ross.
- Czemu wczoraj uciekłaś?- Tak. Uciekłam. Po tym co się dowiedziałam.
Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w końcu odpowiedziałam, banalnym kłamstwem. 
- Przypomniało mi się coś i musiałam wrócić do domu. - Nie czekając na odpowiedź, zabrałam spodnie i bluzę wszystko w kolorze czarnym, kierując się w stronę łazienki. Zrobiłam poranne czystości i wyszłam. 
Zabrałam telefon, czytając nową wiadomość od niego. 
-Kiepsko kłamiesz-Miał rację. Nigdy nie umiałam kłamać.- Spotkajmy się dzisiaj.
- Nie dzięki- Odpowiedziałam bardzo szybko. Rzuciłam telefon na łózko i poszłam na dół do kuchni. W domu, nie było już mojej mamy. Chociaż dzisiaj jest niedziela. Zaparzyłam sobie gorącą herbatę i usiadłam na blacie, patrząc za okno. Dzisiaj było bardzo chłodno, i padał mocno deszcz. Jego kropelki, opadały na parapet i na okno. Moje przemyślenia o wczorajszym dniu, przerwał dzwonek do drzwi. Popiłam jeszcze łyk herbaty i podeszłam do drzwi lekko je otwierając. 
-Hej-Ross? Co on tu robi?
-Co ty tu robisz?-Spytałam trochę zła. 
-Przyszedłem do ciebie, bo nie chciałaś się ze mną spotkać.- Odpowiedział, uśmiechając się. 
-Idź sobie! Nie chce z tobą gadać.- Odpowiedziałam surowym tonem i zamknęłam mu drzwi przed nosem. 
- Będę tutaj siedzieć tak długo aż mi otworzysz!- Krzyknął przez drzwi. A ja poczułam jak usiadł na schodach. Kopnęłam nogą w drzwi i odeszłam. 
***
Jest już wieczór, moja mama wróciła właśnie z pracy, ale na moje szczęście weszła tylnymi drzwiami. Gdyby poznała Rossa od razu by mnie spakowała i wywiozła na koniec świata. Z niewiadomych przyczyn moja mama i państwo Lynch się nienawidzą. I chociaż kilkakrotnie próbowałam się dowiedzieć to i tak unikała tematu. 
-Hej mamo!- Uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam dzisiaj na to ochoty, ale chciałam uniknąć pytań typu"Coś się stało?".
-Hej kochanie- Uśmiechnęła się, zdejmując wysokie obcasy. 
-Jak było w pracy?- Usiadłam na blacie, i wychyliłam się lekko do okna, patrząc czy on nadal tam jest. Siedział cały mokry. Modliłam się w duchu żeby tylko mama go nie zobaczyła. 
-Szef znowu dał mi dzisiaj w kość, jestem taka zmęczona że idę się wykąpać i spać.- Ziewnęła. Zrobiłam współczującą minę. - Ty też nie siedź za długo- Pocałowała mnie w czoło i poszła do swojego pokoju, który był na dole.
-Dobranoc.- Powiedziałam, ale już mnie nie usłyszała. Kiedy usłyszałam jak spuszcza wodę, poszłam do głównych drzwi wejściowych. Otworzyłam je. 
-Wchodź..- Powiedziałam bardzo cicho. Ross wszedł i szedł za mną na górę. Musiałam go wpuścić, bo wiedziałam że nie odpuści i będzie tam siedział. Szybko zatrzasnęłam za nami drzwi na klucz i zapaliłam światło. 
Ross już zdążył rozejrzeć się po pokoju, aż dotarł na jego koniec, gdzie leżało nasze zdjęcie a wokół niego pełno szkła od rozbitej ramki. Kucnął przy zdjęciu i wziął je do rąk. Odwrócił się w moją stronę. 
- Czemu, to zrobiłaś?- Spytał smutno. 
- Była na ciebie zła i wciąż jestem. - Unikałam jego wzroku. 
- O co?- Zapytał podchodząc do mnie. 
- Lepiej pójdę po jakieś ciuchy dla ciebie bo jesteś cały mokry. - Wyszłam po cichu z pokoju i skierowałam się do małej garderoby. Mój kuzyn zostawił parę ubrać gdy u mnie był. Zabrałam je i na palcach poszłam do mojego pokoju. 
-Masz. To ciuchy mojego kuzyna, powinny być dobre- Podałam mu je i z szafy wyjęłam jeszcze ręcznik. Rzuciłam w niego nim, ale ma szybki refleks więc go złapał. Na szczęście mam swoją prywatną łazienkę. - Tam jest łazienka. - Pokazałam na drzwi za nim. Nic nie mówiąc, wszedł do łazienki. Wyszłam na balkon. Już nie padało. Noc była bardzo ładna, i bezchmurna, a księżyc był akurat w pełni. 
Poczułam kogoś oddech na moim ramieniu. 
-Powiesz mi? Dlaczego? Dlaczego jesteś zła?-Oparł się o barierki obok mnie i patrzał na mnie. Cały czas unikałam jego wzroku. - Wczoraj już było dobrze, dopóki nie pojawiła się...-przerwał - Czekaj, czekaj. Czy ty jesteś zazdrosna?- Uśmiechnął się. 
- Co?!- Zapiszczałam - Nie jestem. - Odwróciłam się i weszłam do pokoju. 
--------------------------------------------------------------------------------------
Heeej! 
Oto nowy rozdział! 
Nawet jestem z niego zadowolona :)
A wy co o nim myślicie? 


piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 1.

"Ty­lu wokół "chi­rurgów", a żaden "gip­su" na złama­ne ser­ce nie założy."
Ważne ! Zmieniłam trochę prolog. 
*Laura*
Obudził mnie głośny dzwięk moje telefonu "Znowu zapomniałam go wyciszyć "-Pomyślałam i z kwaśną miną podniosłam dzwoniący przedmiot, nie patrząc kto dzowni-odebrałam. 
-Halo?-Spytałam,zaspanym głosem.
-Musisz mnie wysłuchać.-Odezwał się głos, którego nie chciałam teraz słyszeć. 
-Ross,proszę daj mi spokój- Usiadłam, wzdychając. Kolejny raz dzwonił. Nie dawał mi spokoju. Codziennie po parę razy. 
-Proszę, daj mi szansę- Mówi błagalnym głosem. 
-Dasz mi w końcu spokój?- Mówię już zmęczona. Wstaję i zabieram rzeczy, które wczoraj sobie przygotowałam. 
-Nie dam, dopóki się ze mną nie spotkasz -Mówi szybko. 
Wchodzę do łazienki, opieram się zlew i patrzę w swoje odbicie. 
-Niech będzie. Za pół godziny w parku.- Uległam mu. Przecież nie dał by mi spokoju.
- Jest! -Krzyczy szczęśliwy. Rozłączam się i szybkim ruchem, ubieram się oraz ułożyłam włosy. 
Pakują w moją ulubioną torbę kilka potrzebnych mi rzeczy, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni. Na krześle przed blatem, siedziała moja kochana mama a wokół niej pełno papierów. 
-Cześć mamo!- Uśmiechnęłam się serdecznie, podchodząc do kosza z owocami. 
-Oo.. cześć córeczko- Odwzajemniła uśmiech. Zabrałam z koszyka jabłko i zaczęłam je jeść. -Wychodzisz gdzieś dzisiaj?-Zadała pytanie, na które nie wiedziałam jak odpowiedzieć, a przecież nie mogę skłamać bo nie umiem. 
-Yyy...Idę... się przejść. SAMA- Jąkałam się.
-Em.. Okej. Miłego dnia- Uśmiechnęła się, a ja czym prędzej wyszłam z kuchni. 
Spojrzałam na zegarek. Pora już wyjść. Umyłam szybko zęby, zabrałam torbę, ubrałam buty i wyszłam. 
Dzisiaj jest dosyć chłodny dzień jak na moje miasto, i chociaż mam na sobie tylko cienką bluzkę, nie przejęłam się tym zbytnio. Doszłam do parku, zatrzymałam się na chwilę i zrobiłam parę wdechów i wydechów. Weszłam i na samym początku, ujrzałam go.
Uśmiechnął się do mnie lekko, tak jakby nie wiedział czy powinien. Odwzajemniłam go, a w brzuchu poczułam dziwne uczucie, tak jakby latało w nim pełno motyli. 
Wzdrygnęłam się i podeszłam do niego. 
-H-hej - Powiedział niepewnie, uśmiechając się. 
- Cześć- Starałam się być obojętna. 
- Może usiądziemy?- Usiadł, a ja po nim. Siedzieliśmy daleko siebie, ale nie trwało to długo bo on przybliżył się do mnie. -Słuchaj, jest mi naprawdę przykro że tyle przeze mnie cierpiałaś. Ja też cierpiałem. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Nie chciałem tego,uwierz, ale nie miałem innego wyjścia- Mówił cały czas patrząc mi się w oczy. Czułam że mówi prawdę. Cały czas coś mówiło mi żebym mu wybaczyła. Przecież to nie jego wina. - Wy-Wybacz mi- Smutek widać w oczach, i to właśnie widziałam w jego. 
-Ross,ja... ja nie wiem- Odwróciłam wzrok. "przecież to nie jego wina" Moja podświadomość miała rację. -Wybaczam ci- Powiedziałam bardzo cicho, ale on to usłyszał.
-Naprawdę?- Wyprostował się szczęśliwy. - Boże, jak się cieszę!- Uśmiechnął się. 
Chciałam coś powiedzieć, ale przerwała mi wysoka bardzo ładna brunetka.
-Z czego się tak cieszysz?- Zapytała.
-Courtney?- Ross wstał szybko, bardzo zdziwiony. 
- Cześć- Uśmiechnęła się.- A kto to?
- To Laura. Moja.. przyjaciółka- Powiedział, niepewnie.- Laura. To Courtney. Moja.. dziewczyna.
- Kto?- Wstałam, bardzo zdziwiona. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Miśki!
Przepraszam was że dopiero teraz, ale nie miałam weny. 
Jak może zauważyliście zmieniłam trochę prolog. 
Jeśli przeczytałeś to proszę skomentuj. :))
Do zobaczenia.