sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 7.

"Tylko człowiek który kochał, umiera jak człowiek"

*Ross*
Pocałowałem ją. Zrobiłem to. Od dawna pragnąłem dotknąć jej ust. Ale to co mnie najbardziej w tym wszystkim ucieszyło to, to że oddała pocałunek. Czyli też tego chciała?
-Laura ja...- Odwaga powiedzenia czegoś znikła tak szybko jak się pojawiła.
-Chciałeś tego?-Powiedziała swoim cieniutkim głosem, nie patrząc na mnie.
-T-a-k - Wyjąkałem te trzy litery, jedno słowo tak jakby miał mnie za to ktoś zabić. Chociaż w sumie byłoby to możliwe, bo to co teraz robimy to chyba nie jest zgodne z prawem, czy może jest?  Czuje się jakby mi ktoś mowę odebrał, i to dosłownie, ale w końcu się otrząsnąłem i wydusiłem z siebie pytanie na które już dawno chciałem znać odpowiedź.- A ty chciałaś tego pocałunku?.
-Chciałam, i to bardzo.- Odpowiedziała po chwili namysłu. Taką odpowiedź właśnie chciałem usłyszeć.- ale to nie jest w porządku, nie powinniśmy się całować. -Dodała.- Dlatego nie chciałam się do was przeprowadzać. Nie chciałam cię codziennie widzieć. Z początku myślałam że to tylko zauroczenie, ale z czasem przekonuje się że to coś więcej. - Uśmiech znikł jej z twarzy, a w oczach pojawiły się małe krople słonej cieczy. Od razu ją przytuliłem, chociaż wiedziałem że zadaje jej tym też trochę bólu. I sobie też.
-Wiesz że nie mamy na to wpływu. Może gdybyśmy prędzej wiedzieli że jesteśmy przyrodnim rodzeństwem, to nie zakochalibyśmy się w sobie. To nie nasza wina, tylko ich. To oni nie powiedzieli nam wcześniej prawy. -Wyznałem.
-Masz rację, ale wiesz że nie możemy być razem. To jest nie zgodne z prawem.- Słona ciecz spływała jej po policzku.
-Chociaż nie jesteśmy razem to ciągle przez mnie płaczesz.- Zaśmiałem się, co ona odwzajemniła. Chociaż tak załagodziłem sytuację. -Wyjedźmy stąd.
-Uwierz, teraz to moje marzenie.-Uśmiechnęła się lekko, i wtuliła się bardziej w moje ramiona.

*Laura* Parę godzin później.
Przyszliśmy już do domu, ponieważ na dworze zrobiło się strasznie duszno, i zaczął wiać mocny wiatr. Mam nadzieję że nie będzie burzy. Nie znoszę jej.
Zrobiłam sobie gorącą kąpiel w wannie, żeby trochę móc pomyśleć. Chociaż ostatnio robię to bardzo często. Ciągle myślę o naszej sytuacji z Rossem. Czemu życie jest takie trudne, i robi nam tak bardzo pod górkę.
Po kąpieli, zawinęłam się w ręcznik i zaczęłam suszyć włosy. Ciepłe powietrze ogrzewało moją głowę i włosy. Po wysuszeniu włosów i ich ułożeniu ubrałam się w mój ulubiony strój. Dresy i luźna bluzka, a na to blondyna bluzę. Uwielbiam ją, pachnie jego perfumami. Myłam zęby kiedy zgasło nagle światło i zaczęło mocno grzmieć i wiać. Błagam tylko nie to. Bardzo się przestraszyłam, więc wyszukałam po ciemku drzwi i zawołałam Rossa.
-Gdzie jesteś?- Zawołał z dołu. Tak sądzę.
-U góry, koło łazienki.- Krzyknęłam. Po chwili silne ramiona objęły mnie w tali.
-Poszukamy jakiś latarek czy świec, co?- Spytał. Potwierdziłam, i zaczęliśmy razem szukać. Łatwiej byłoby się rozdzielić, ale ja nie chciała.
-Mam!-Krzyknęłam i zapaliłam małą latarkę. Chociaż coś.
-Tyle szukania i tylko to. - Zaśmiał się i pokazał na moje znalezisko.
-Zawsze coś- Powędrowałam do naszego pokoju, słysząc że blondyn idzie za mną szłam o wiele pewniej.
-Jaka jest w ogóle godzina?-Zapytał siadając na łóżko. Spojrzałam na zegar który jako jedyny odmierzacz czasu działa na baterię.
-21.28-Odpowiedziałam i siadłam koło niego.
-Przydałoby się iść się już położyć, ale jak mam się umyć. Może wezmę telefon.-Wziął sprzęt do ręki i poszedł w stronę łazienki.
-Zostawisz mnie samą?-Spytałam lękliwie, na co on odpowiedział śmiechem.
-Idę się umyć.
-Oh..no dobra. - Skuliłam się w kłębek i tak siedziałam, aż Ross nie wrócił. -Nareszcie jesteś, ile można się kąpać. - Przytuliłam go mocno.
-Ty siedzisz o wiele dłużej. - Miał rację.
-Kiedy ta burza się skończy-Zrobiłam smutną buźkę, i położyłam się do łóżka.
-Za niedługo, zobaczysz.- Położył się w swoje łóżko, ale mi tak nie pasowało, więc wgramoliłam się do jego łóżka.
-Dobranoc- Powiedziałam jakby nigdy nic.
-Dobranoc- Czułam że się uśmiecha. Pocałował mnie na dobranoc, w USTA. Co bardzo mnie zdziwiło. Naprawdę bardzo.
-Sorry zapomniałem się. - Powiedział speszony, i położył się.
Zasnęłam bardzo szybko. Jednak natłok myśli trochę mnie pomęczył.
Czemu to nas akurat musiał spotkać taki pech. Miejmy nadzieję że będzie lepiej.
Mówią przecież że nadzieja umiera ostatnia, nie?
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hejooo !
Jak wam się podoba ten rozdział?
Mi się go przyjemnie pisało.
DZIĘKUJE ZA TE 5 KOMENTARZY, to mega motywuje.
Kocham was. Pa


poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 6 .

"moje ramię będzie zawsze przy tobie
jeśli kiedykolwiek zechcesz płakać
wszystko będzie dobrze
bo zawsze będę cię kochać
aż do dnia w którym umrę"

*Laura*
Przeciągnęłam się na łóżku w stronę szafki nocnej, gdzie był mój telefon. Odblokowałam go, chcąc sprawdzić godzinę. 4:58. No ładnie-pomyślałam. Cała noc bez snu. Przejechałam dłońmi po twarzy, i wstałam. 
Otworzyłam drzwi na balkon, i weszłam na niego. Oparłam się o barierki i spojrzałam na piękny księżyc który był w pełni. Idealnej pełni. 
Czemu życie jest takie trudne, czemu miłość jest taka trudna. Chciałabym cofnąć czas i nie dowiedzieć się tej prawdy. Chciałabym nie wiedzieć że Ross jest moim bratem. Dlaczego musiałam się do niego tak przywiązać? Byłoby to łatwiejsze gdybyśmy się nie znali. 
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, okazało się że do Blondyn. Podał mi swoją bluzę. 
-Ubierz bo się przeziębisz.- Uśmiechnął się i stanął koło mnie. 
-Dzięki- Powiedziałam bardzo cicho, jakby do siebie. 
-Wszystko gra?-Spojrzał się na mnie przez ramię. Pokręciłam przecząco głową, a w oczy napłynęły mi łzy, których tak bardzo chciałam uniknąć. 
Przytulił mnie od tyłu, obejmując mnie ramionami tak jakbym miała mu uciec. 
-Nie jest łatwo, ale damy radę.- Pocałował mnie w policzek. 
-Tak myślisz?- Zapytałam, odwracając tylko głowę w jego stronę. 
-Tak.-Uśmiechnął się. -Chodźmy już spać. -Uścisnął moją dłoń i zaprowadził do jego łóżka. Zamknął drzwi na klucz, i położył się koło mnie.-Dobranoc-Przytulił mnie.
-Dobranoc. 
*Ross*
Obudziłem się pierwszy, i byłem z tego zadowolony bo mogłem popatrzeć jak Laura ślicznie śpi... Przestań Ross- Skarciłem się w myślach. Wstałem, wyszukałem ciuchy i poszedłem do pokoju czystości żeby się ogarnąć. Wychodząc musiałem obudzić brunetkę bo zaśpi do szkoły. Pocałowałem ją w policzek.
-Cześć księżniczko-Uśmiech wkradł mi się na usta. 
-Heej- Wyciągnęła się na łóżku. 
-Wstawaj bo się spóźnisz-Zaśmiałem się, i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. Na schodach było już czuć zapach naleśników. Mama znowu robi śniadanie-pomyślałem. 
-Siema-Powiedziałem do mojego rodzeństwa, a mamie dałem buziaka w policzek. Odpowiedzieli mi tym samym. 
-A gdzie masz Lari?-Spytała się mama, kładąc mi przed nosem gotowy posiłek. 
-Już jestem- Do kuchni wpadła zdyszana brunetka, z torebką na ramieniu. Usiadła koło mnie i zaczęła jeść swoje śniadanie. 

-Dobra my się już zbieramy, Laura?-Wstałem od stołu. Uśmiechnęła się do mnie i też wstała. 
-Mogę was podwieźć. -Oznajmił najstarszy z nas. 
-Przejdziemy się-Odpowiedziała mu Laura. 
Ubraliśmy się i wyszliśmy. Zabrałem od brunetki jej torbę, żeby nie musiała dźwigać. 
Droga minęła nam dosyć szybko, więc zdążyliśmy na lekcję. 
*Rydel, w tym samym czasie*
-Ooo, jacy oni słodcy- Uśmiechnęłam się widząc jak Ross bierze torbę Laury, żeby nie musiała dźwigać. 
-Oni są rodzeństwem- Upomniał mnie Rocky. 
-Wiem, wiem- Machnęłam ręką, patrząc jak znikają za rogiem. Oni są tacy słodcy, i tak dbają o siebie. 
-Dzieci babcia dzwoniła-Oznajmił tato, wchodząc do kuchni. 
-Może pojedziemy do niej, tak dawno nie byliśmy u niej- Odezwał się Riker. 
-Nie możemy, przecież wiecie że Laura i Ross mają szkołę.- Powiedziała mama, odrywając się od sprzątania. 
-Przecież oni mogą zostać i jechać sobie kiedy indziej. Ross ma już prawko.- Skomentował Ellington.
-Właśnie mamo, Ell ma rację.-Uśmiechnęłam się do niej, pomagając jej sprzątać. 
-Może masz rację-Obdarowała nas ciepłym uśmiechem.- Pakujcie się, po południu pojedziemy. 
Wszyscy ucieszyli się z ostatecznej decyzji mamy, i poszli do swoich pokoi, ja zostałam pomóc jej jeszcze posprzątać, a potem sama poszłam się pakować. 
*Laura, wieczór* 
Staliśmy wszyscy w korytarzu i żegnaliśmy się. 
-Mamo to tylko parę dni- Powiedział Ross, kiedy Pani Lynch to znaczy mama go dusiła, tuląc go tak mocno jakby miała go już więcej nie zobaczyć. 
-To aż pięć dni-Powiedziała płaczliwym głosem. 
-Musimy już jechać-Krzyknął z auta Riker. Trochę pomogło, bo mama ostatni raz nas przytuliła i poszła w stronę samochodu.
-Jedzenie macie w lodówce- Oznajmiła wsiadając do auta. Pokiwaliśmy im i weszliśmy z powrotem do domu. Musieliśmy zostać, bo mieliśmy jeszcze szkołę, ale obiecaliśmy że odwiedzimy babcię w przyszłym miesiącu, bo jak to powiedziała "musi mnie koniecznie poznać". 
-Może pójdziemy się gdzieś przejść, co ty na to?-Spytał mnie blondyn.
-Zapraszasz mnie na randkę, no wiesz nie ładnie tak zapraszać siostry na randkę- Zaśmiałam się. 
-Oczywiście, bo moim marzeniem było już od dawna, żeby zaprosić moją siostrę na randkę. Niestety Rydel się nie udało zaprosić.- Wybuchnęliśmy śmiechem. Teraz było dla nas to zabawne, ale tak naprawdę nie był to nasz ulubiony temat. - To co idziemy?-Zapytał ponownie. 
-Jasne, tylko mogę twoją bluzę bo nie mam jeszcze wszystkich moim ciuchów zabrane z domu. 
-Pewnie, trzymaj-Podał mi granatową bluzę, a sam wziął Rikera. 
-Gdzie w ogóle idziemy?-Spytałam się gdy już wyszliśmy. 
-Plaża?-Uśmiechnął się. Zawsze było to nasze ulubione miejsce spacerów. 
-Plaża- Odwzajemniłam uśmiech i ruszyliśmy na plaże. 
Chodziliśmy brzegiem morza, tak żeby woda delikatnie dotykała naszych stup. 
Na niebie było już widać mały zachód słońca. Piękny widok. 
-Jak myślisz co by z nami było jakbyśmy nie byli rodzeństwem?-Spytałam, chodząc po skałach. Blondyn w razie czego mnie asekurował. 
-Znając życie bylibyśmy parą.- Gdy powiedział to zdanie, noga ześlizgnęła mi się ze skały, przewidując ciąg dalszy pewnie bym spadła ale blondyn w porę, mnie przytrzymał i nie spadłam.
-Na prawdę tak myślisz?- Spytałam patrząc na jego reakcję. 
-Tak. A ty jak uważasz?-Obawiałam się że zada mi to pytanie. 
-Yyy.. ja.. chyba uważam tak jak ty.- Jąkałam się, mówiąc to zdanie. Uśmiechnął się w odpowiedź. -Patrz jaki piękny zachód słońca-Pokazałam. Stanął obok mnie. Czując jego wzrok na sobie, spojrzałam się na niego. Patrzał mi głęboko w oczy, i powoli zbliżył się do mnie... aż pocałował mnie. 
---------------------------------------------------------------------------------
Hejo, hejo. Co tam u was? 
Przepraszam za taki beznadziejny rozdział. 
Ale nie mam ostatnio weny. 
Pod poprzednim rozdziałem nie było nawet trzech komentrzy :( 
Szkoda że tak mało was tutaj jest...