"Zastanawiałeś się kiedyś co by było gdybyś odszedł z świata żywych? Gdybyś popełnił samobójstwo? Albo gdy w drodze do szkoły potrącił by cię samochód? Gdyby porwano cię i zabito? Gdybyś zachorował na jakąś nieuleczalną chorobę? Jest wiele sposobów na śmierć. Tyle ludzi myśli w jaki sposób zniknąć z tego świata, chociaż nie wielu chce się do tego przyznać. Myślałeś co by było gdybyś umarł ? Chociaż raz o tym myślałeś? Myślałeś pewnie tylko o tym że nikt by nawet nie zauważył że ciebie nie ma, prawda? Ale tak by nie było.
Rodzice dowiadują się jako pierwsi, twoja mama upada i zakrywa twarz w dłonie i płacze, tata stoi nieruchomo bo nie może przyjąć do wiadomości że jego dziecko nie żyje. Przed oczami ma wszystkie chwile które razem spędziliście. Tak bardzo żałuje że na ciebie nakrzyczał kiedy czegoś nie zrobiłeś. Tak bardzo żałuje. Następnie dowiaduje się twoje rodzeństwo, które nie może w to uwierzyć. Myślą że to jakiś żart, jednak po chwili zaczynają płakać, chcieliby cofnąć czas kiedy dokuczali ci i nie chcieli ci pomóc kiedy miałeś problem. Wieczorem twój tata dzwoni do twojej babci, bo mama nie jest w stanie. Odpowiada jej całą historię. Twoja babcia zaczyna łkać, dziadek podchodzi do niej i pyta się "Co się stało?", żona opowiada mu wszystko. On również zaczyna płakać. Tydzień później dyrektor twojej szkoły dowiaduje się o całym zdarzeniu. Jest mu przykro. Wszystko opowiada twojej wychowawczyni, ona również jest załamana bo byłeś jej ulubionym uczniem.
Następnego dnia dowiaduje się twoja klasa. Pewnie myślisz że zaczynając się śmiać i mówić "Dobrze, przynajmniej nie będzie chodzić z nami do klasy", ale to nie prawda. Wszyscy bardzo cię lubili, chociaż nie raz ci dokuczali. Twój największy wróg, siada w ostatniej ławce, a z jego oczu spływają łzy. Jest zły na siebie że tak źle cię traktował.
Nadszedł dzień twojego pogrzebu. Zjawiła się cała twoja rodzina, nauczyciele i cała twoja klasa. Wszyscy po kolei podchodzą do ciebie,całują policzek i głaszczą. Wszyscy są załamani. Widzisz a myślałeś ze nikt się nie zjawi, że wszyscy cię nienawidzą i o wszystko cię obwiniają. To nie prawda. Kolejny raz nie miałeś racji.
Widzisz dla ilu osób jesteś cholernie ważny. Nie zdawałeś sobie z tego sprawy, ale teraz już wiesz co by było gdybyś umarł. Złamałaby ona serca wielu osobą. Oni kochają cię tak samo mocno jak ty kochasz ich. Pamiętaj o tym..."
Te własnie o to słowa były zapisane na białej kartce papieru książki, którą właśnie czytała nasza główna bohaterka. Brunetka kochała czytać książki, a tą którą czyta już setny raz mogłaby czytać w nieskończoność. Kochała to robić bo gdy czytała przenosiła się jakby w inny świat. W lepszy świat...
*Laura*
Siedzę właśnie w salonie przy kominku i czytam moją ulubiona książkę, już jakiś setny raz-ja po prostu kocham czytać. Ale oprócz tego też interesuje się muzyką i aktorstwem.
Uwielbiam siedzieć przy kominku i czytać. Moje ciało ogrzewa ciepło które wydobywa się z kominka. Na chwilę odłożyłam książkę na kolana i rozejrzałam się po pomieszczeniu, mój wzrok powędrował na to samo zdjęcie na które patrze gdy tylko wchodzę do pokoju. Podeszłam do fotografii i złapałam ją w oba dłonie. Na zdjęciu jestem ja i mój dawny przyjaciel-Ross. Nie widzieliśmy się od 10 lat, kiedy wyjechał do New Jorku żeby zacząć karierę jako muzyk z swoim rodzeństwem. Widziałam go parę razy w telewizji. Od czasu gdy wyjechał moje życie bardzo się zmieniło, już nie chodzę tak uśmiechnięta jak kiedyś i tak szczęśliwa. Czuje się jakby ktoś zabrał mi kawałek serca.
Odłożyłam przedmiot na półkę i udałam się do kuchni w celu przygotowania sobie śniadania. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam przygotowania.
Po zjedzonym śniadaniu, postanowiłam się przejść gdyż jest piękna pogoda. Na nogi założyłam czarne długie trampki i beżowy sweterek, po czym wyszłam z domu.
Odłożyłam przedmiot na półkę i udałam się do kuchni w celu przygotowania sobie śniadania. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam przygotowania.
Po zjedzonym śniadaniu, postanowiłam się przejść gdyż jest piękna pogoda. Na nogi założyłam czarne długie trampki i beżowy sweterek, po czym wyszłam z domu.
Chodząc ulicami Los Angeles zauważałam wielu ludzi, ale jeden człowiek przykuł moją największą uwagę, chłopak w moim wieku. Wysoki i przystojny blondyn bardzo podobny do Rossa, a koło niego stał rudowłosy również wysoki trochę starszy od blondyna chłopak.
-Ale to na pewno nie jest on, przecież to nie jest możliwe- Pomyślałam i poszłam dalej. Słońce dawało o sobie znaki, szkoda że nie wzięłam okularów. Spuściłam głowę żeby słońce mnie nie oślepiało, ale to nie był dobry pomysł bo po chwili byłam cała w jogurcie.
- O boże! Bardzo cię przepraszam- Odezwał się piękny, męski głos. Tak bardzo przypomina mi głos Rossa- W mojej głowie znów pojawiły się wspomnienia. Podniosłam głowę i spojrzałam na osobę która wylała na mnie koktajl. Takie same brązowe oczy jak czekolada i ten sam piękny uśmiech, który widziałam codziennie. Przestań o nim myśleć, przecież to nie on-Moja podświadomość znowu dała o sobie znać.
-Nic się nie stało-Odezwałam się swoim cieniutkim głosem, patrząc na swoją koszulkę.
-Oddam ci za nią pieniądze jak chcesz-Z kieszeni wyjął czarny skórzany portfel.
-Nie, nie trzeba- Uśmiechnęłam się szeroko i znowu spojrzałam na niego. Tak bardzo mi go przypomina.
-Ross, idziesz już ?-Z daleko rozbrzmiał męski głos, ale nie już tak piękny i melodyjny jak jego. Zza drzewa wyszedł ten sam rudowłosy chłopak, a za nim czarnowłosa niska dziewczyna. Jednak nie to przykuło moją uwagę, jego imię...Moje serce od razu odżyło, tak jakby wybudziło się z snu zimowego.
-Ma-asz na im-ię Ro-ss?- Jąkałam się. On odwrócił wzrok w moją stronę i wyszczerzył zęby.
-Tak, miło mi-Podał mi rękę, a ja niepewnie ją uścisnęłam.-A ty jak się nazywasz?- Zadał pytanie, na które nie chciałam w tej chwili odpowiadać. Przecież nie poznał mnie, ale jak powiem mu moje imię to może sobie mnie przypomni. Ale czy ja tego chcę?
-Ma-m na im-ię Lau-ra- Powiedziałam bardzo cicho, a w moim głosie można było wyczuć nutkę strachu.
-Ja...Jak masz na imię?-Jego oczy o mało nie wyskoczyły, a usta były otwarte.
-Jestem Laura Marano-Powiedziałam już pewnie i bez strachu.
-Laura? To naprawdę ty! Szukałem cię- Uśmiechnął się szeroko po czym objął mnie swoimi silnymi rękoma. Ale ja nie oddałam tego, tylko szybko się odsunęłam.
Jego przyjaciele cały czas patrzeli na naszą dwójkę, obawiam się że nie tylko oni.
-I co teraz sobie myślisz-Odsunęłam się od niego kilka kroków.-Przyjedziesz sobie po dziesięciu latach i myślisz że wszystko będzie dobrze?- Bardzo szybko się wzruszam, i w tej chwili też tak jest. Z moich oczu, zleciała jedna słona łza.
-Ja.. Laura, to nie tak. Ja pisałem dzwoniłem ale twoi i moi rodzice nie chcieli żebyśmy się dalej przyjaźnili więc zabrali mi telefon, komputer tak jak tobie przypuszczam- Była to prawda. Dzień po tym jak Ross wyjechał, rodzice zabrali mi telefon, komputer i inne urządzenia. Nie chcieli żebyśmy się przyjaźnili.
-Mogłeś chociaż napisać list-Powiedziałam na swoją obronę.
-Myślisz że nie próbowałem? i to wiele razy, raz nawet uciekłem z domu i pobiegłem na lotnisko bo chciałem wyjechać do ciebie ale nie zdążyłem- Przyznał smutno, a ja w jego oczach zobaczyłam że mówi prawdę.-Proszę uwierz mi-Mówił błagalnie.
Poczułam że łzy napływają mi do oczu, spojrzałam mu głeboko w oczy i odbiegłam.
-------------------------------------------------------------------------------------
-Ale to na pewno nie jest on, przecież to nie jest możliwe- Pomyślałam i poszłam dalej. Słońce dawało o sobie znaki, szkoda że nie wzięłam okularów. Spuściłam głowę żeby słońce mnie nie oślepiało, ale to nie był dobry pomysł bo po chwili byłam cała w jogurcie.
- O boże! Bardzo cię przepraszam- Odezwał się piękny, męski głos. Tak bardzo przypomina mi głos Rossa- W mojej głowie znów pojawiły się wspomnienia. Podniosłam głowę i spojrzałam na osobę która wylała na mnie koktajl. Takie same brązowe oczy jak czekolada i ten sam piękny uśmiech, który widziałam codziennie. Przestań o nim myśleć, przecież to nie on-Moja podświadomość znowu dała o sobie znać.
-Nic się nie stało-Odezwałam się swoim cieniutkim głosem, patrząc na swoją koszulkę.
-Oddam ci za nią pieniądze jak chcesz-Z kieszeni wyjął czarny skórzany portfel.
-Nie, nie trzeba- Uśmiechnęłam się szeroko i znowu spojrzałam na niego. Tak bardzo mi go przypomina.
-Ross, idziesz już ?-Z daleko rozbrzmiał męski głos, ale nie już tak piękny i melodyjny jak jego. Zza drzewa wyszedł ten sam rudowłosy chłopak, a za nim czarnowłosa niska dziewczyna. Jednak nie to przykuło moją uwagę, jego imię...Moje serce od razu odżyło, tak jakby wybudziło się z snu zimowego.
-Ma-asz na im-ię Ro-ss?- Jąkałam się. On odwrócił wzrok w moją stronę i wyszczerzył zęby.
-Tak, miło mi-Podał mi rękę, a ja niepewnie ją uścisnęłam.-A ty jak się nazywasz?- Zadał pytanie, na które nie chciałam w tej chwili odpowiadać. Przecież nie poznał mnie, ale jak powiem mu moje imię to może sobie mnie przypomni. Ale czy ja tego chcę?
-Ma-m na im-ię Lau-ra- Powiedziałam bardzo cicho, a w moim głosie można było wyczuć nutkę strachu.
-Ja...Jak masz na imię?-Jego oczy o mało nie wyskoczyły, a usta były otwarte.
-Jestem Laura Marano-Powiedziałam już pewnie i bez strachu.
-Laura? To naprawdę ty! Szukałem cię- Uśmiechnął się szeroko po czym objął mnie swoimi silnymi rękoma. Ale ja nie oddałam tego, tylko szybko się odsunęłam.
Jego przyjaciele cały czas patrzeli na naszą dwójkę, obawiam się że nie tylko oni.
-I co teraz sobie myślisz-Odsunęłam się od niego kilka kroków.-Przyjedziesz sobie po dziesięciu latach i myślisz że wszystko będzie dobrze?- Bardzo szybko się wzruszam, i w tej chwili też tak jest. Z moich oczu, zleciała jedna słona łza.
-Ja.. Laura, to nie tak. Ja pisałem dzwoniłem ale twoi i moi rodzice nie chcieli żebyśmy się dalej przyjaźnili więc zabrali mi telefon, komputer tak jak tobie przypuszczam- Była to prawda. Dzień po tym jak Ross wyjechał, rodzice zabrali mi telefon, komputer i inne urządzenia. Nie chcieli żebyśmy się przyjaźnili.
-Mogłeś chociaż napisać list-Powiedziałam na swoją obronę.
-Myślisz że nie próbowałem? i to wiele razy, raz nawet uciekłem z domu i pobiegłem na lotnisko bo chciałem wyjechać do ciebie ale nie zdążyłem- Przyznał smutno, a ja w jego oczach zobaczyłam że mówi prawdę.-Proszę uwierz mi-Mówił błagalnie.
Poczułam że łzy napływają mi do oczu, spojrzałam mu głeboko w oczy i odbiegłam.
-------------------------------------------------------------------------------------
Cześć miśki!
Wiem że prolog miał być już dawno, ale jakoś brak weny.
Mam nadzieję że to opowiadanie będzie czytać więcej osób i nie usunę tego bloga tak szybko jak poprzedniego :(.
JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ BARDZO PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ.
Paa